Niezła pierwsza połowa i bardzo słaba druga - tak w największym skrócie opisać można debiut Thomasa von Heesena w roli trenera Lechii Gdańsk.
Biało-zieloni tylko zremisowali z Koroną Kielce 0:0 i choć nie przegrali już szóstego ligowego meczu z rzędu, wciąż bardzo zawodzą.
- Cały czas szukam pierwszej jedenastki i mam swój pomysł na ten zespół, ale jedno jest pewne: nie ma dla mnie najmniejszego znaczenia, co było wcześniej, kto był podstawowym zawodnikiem, kto nie grał w ogóle. Wystąpią ci, którzy według mnie prezentują się na ten moment najlepiej - mówił dwa dni przed meczem z Koroną von Heesen.
I rzeczywiście Niemiec w porównaniu z ostatnim meczem pod wodzą Jerzego Brzęczka (z Podbeskidziem Bielsko-Biała) dokonał w składzie Lechii małej rewolucji. W pierwszej jedenastce znalazło się aż sześciu nowych zawodników. M.in. trzech debiutantów - Sławomir Peszko, Aleksandar Kovacević oraz Neven Marković. W ogóle poza meczową "18" znaleźli się podstawowi do tej pory piłkarze: Bruno Nazario oraz - co było największym zaskoczeniem - Sebastian Mila. Z kolei Jakub Wawrzyniak na jednym z ostatnich treningów nabawił się urazu i nie był zdolny do gry.
Lechia od początku zepchnęła gości do obrony. Jej piłkarze starali się grać szybko, często na jeden kontakt, ale na ogół brakowało dokładności. Aktywny w pierwszych minutach był Sławomir Peszko, który już w 4. min starał się zaskoczyć Zbigniewa Małkowskiego strzałem z dystansu. Mniej więcej po kwadransie ciężar ataków skrzydłami przeniósł się na prawą stronę, gdzie szalał Maciej Makuszewski, który w zastępstwie Mili i Wawrzyniaka założył opaskę kapitana. W 22. min "Maki" mocno strzelał z pola karnego, ale wprost w Małkowskiego.
Dużą ochotę do gry przejawiał również Michał Mak, który po raz pierwszy od momentu przyjścia do Lechii został ustawiony nie na skrzydle, ale na pozycji ofensywnego pomocnika. W 31. min po jego wrzutce i niefortunnym zagraniu głową jednego z obrońców Korony w idealnej sytuacji znalazł się Grzegorz Kuświk, ale były napastnik Ruchu Chorzów nie trafił czysto w piłkę. Chwilę później Mak przeprowadził kapitalną kombinacyjną akcję z Kovaceviciem, ale kiedy udało się już wymanewrować całą kielecką obronę, w sytuacji sam na sam z bramkarzem trafił w słupek.
Korona w pierwszej połowie praktycznie nie zaistniała w ataku. Gościom przed przerwą udało się oddać zaledwie jeden strzał w kierunku bramki marznącego Marko Maricia, ale piłka poszybowała wysoko nad poprzeczką.
W drugiej połowie tempo meczu wyraźnie siadło. Korona zaczęła grać nieco odważniej i częściej przemieszczała się na połowę Lechii, ale to wciąż gospodarze mieli optyczną przewagę. Tyle że kompletnie nic z niej nie wynikało. Zawodnicy gospodarzy, trochę jak w ostatnich meczach pod wodzą trenera Brzęczka, wymieniali dziesiątki podań, ale głównie w poprzek i do tyłu. Celnych, przyspieszających akcje zagrań do przodu było jak na lekarstwo. A w związku z tym Małkowski nudził się niczym Marić w pierwszej połowie, bo zagrożenia pod jego bramką nie było w ogóle.
Von Heesen próbował ożywić poczynania zespołu w ofensywie wprowadzając Adama Buksę (za Kuświka) oraz kolejnego debiutanta - byłego piłkarza Juventusu Turyn - Milosa Krasicia. Serb starał się być aktywny, poderwał swoich przysypiających powoli kolegów do trochę szybszej gry, jednak konkretów wciąż brakowało.
Swoją okazję w ostatnich sekundach mieli również po rzucie rożnym goście, ale strzał głową Michała Przybyły z linii bramkowej wybił Kovacević i mecz ostatecznie zakończył się bezbramkowym remisem.
Źródło: trojmiasto.sport.pl/własne