24 listopada Lechia Gdańsk zagra na wyjeździe z Arką Gdynia. Przed derbami Trójmiasta udało się porozmawiać z Krzysztofem Bąkiem, który jako zawodnik Lechii Gdańsk w czterech meczach wygrał trzy razy z Arką i raz zremisował.

Krzysztof Bąk występował w Lechii Gdańsk w latach 2009-14 i zagrał w niej 119 meczów, w których zdobył cztery bramki oraz zanotował pięć asyst, licząc wszystkie rozgrywki. Cztery razy zagrał w derbach Trójmiasta i ani razu nie przegrał (3 wygrane i jeden remis). Taką samą liczbę występów zanotował jako zawodnik Polonii w derbach Warszawy, jednak bilans jego występów z Legią prezentuje się dużo gorzej (jeden remis i trzy porażki), ale przeciwko Legii 26 marca 2004 roku zdobył swoją premierową bramkę w najwyższej klasie rozgrywkowej. Ponadto 41-latek, gdy występował w Bytovii grał sześciokrotnie przeciwko Chojniczance Chojnice. Zapraszamy do rozmowy!

W piątek Lechia Gdańsk po raz pierwszy od 3,5 roku zagra w derbach Trójmiasta z Arką Gdynia. Pan jako zawodnik Lechii wystąpił z Arką cztery razy i który z tych meczów Pan najlepiej wspomina?

Myślę, że każdy mecz najlepiej wspominam, bo nie przegraliśmy ani razu. Jeden mecz z Arką zremisowaliśmy, bodajże na wyjeździe było 2:2, ale wielokrotnie już mówiłem, że ten remis traktuję jak zwycięstwo. Można to tak przekornie powiedzieć, bo w Gdyni przegrywaliśmy 0:2 dosłownie na kilka minut przed końcem meczu, a udało nam się wyciągnąć ten wynik na 2:2. W ostatniej akcji meczu wyrównaliśmy.

Przypomnę, że bramkę zdobył Luka Vucko po Pana asyście.

Zgadza się. Co za tym idzie? Podtrzymaliśmy bardzo dobrą passę, jeżeli chodzi o mecze derbowe. Natomiast konsekwencją tego wyniku było to, że Arka Gdynia spadła z Ekstraklasy, ponieważ Arce zabrakło jednego punktu do utrzymania.

Po bramce Luki Vucko na Stadionie Miejskim zapanowała cisza wśród kibiców Arki, którzy jeszcze parę minut wcześniej cieszyli się z drugiej bramki dla swojej drużyny. Czy tę ciszę dało się według Pana odczuć?

Na pewno, bo my byliśmy wtedy bardzo głośno i można było dokładnie usłyszeć, co kto do kogo mówi. Dla kibiców Arki druga bramka Lechii to był szok, ponieważ już zaczęli świętować wygraną i niestety dla nich, a dla nas stety musieli obudzić się z tego pięknego snu. To spowodowało, że Arka miała słabą sytuację w tabeli i myślała, że zacznie się odbijać od dolnych rejonów tabeli, ale nie udało jej się to i tak jak mówiłem, to był szok. Tak jak to było powiedziane przez jednego z komentatorów w telewizji na stadionie zapadła cisza, po części grobowa.

Chciałbym się cofnąć do 25 kwietnia 2009 roku, kiedy Pan po raz pierwszy jako zawodnik Lechii zagrał z Arką Gdynia. Wtedy obie drużyny walczyły o utrzymanie w Ekstraklasie, a Lechia ten mecz wygrała 2:1. W 79. Minucie było 2:0 dla Lechii, a w końcówce honorową bramkę dla Arki zdobył Przemysław Trytko.

Tej bramki, o której Pan wspomniał nie, pamiętam, ale rzeczywiście to był taki sezon, w którym Lechia do Ekstraklasy wróciła po długiej przerwie i do ostatnich spotkań mieliśmy ciężką sytuację w tabeli, o, tyle że musieliśmy wyszarpać każdy punkt, żeby na koniec sezonu się utrzymać. Rzeczywiście w tych meczach derbowych to się udawało, bo w pierwszym meczu tego sezonu, wtedy mnie jeszcze nie było w Lechii, bramkę strzelił Paweł Buzała i w dwóch meczach derbowych zgarnęliśmy sześć punktów, więc kosztem Arki Lechia dobrze zapunktowała i te sześć punktów także spowodowało, że utrzymaliśmy się w lidze.

Dla mnie ten pierwszy mecz z Arką był po części nowością, ponieważ ja nie miałem możliwości grać wcześniej meczów takiego typu jak derby Trójmiasta. Wcześniej grałem jedynie w Polonii Warszawa i nie wiedziałem, na co się tu przygotować i czego się spodziewać. Patrząc ze wspomnieniem na te mecze z Arką, a szczególnie na mecze rozgrywane na Traugutta, to był więcej niż mecz, to było piłkarskie święto. Można powiedzieć, że ten stadion jak zaczął śpiewać i się bawić, to na boisko się nie wychodziło, tylko lewitowało nad murawą. Doping naprawdę był kapitalny i on powodował, że w tych meczach wznosiliśmy się na wyżyny. Z tego co pamiętam, to jeżeli chodzi o mecze domowe z Arką, to wszystkie zakończyły się zwycięstwami. My się potem śmialiśmy, bodajże Paweł Kapsa po którymś ze spotkań, nie chcę powiedzieć czy to było po tym meczu, ale w którymś z tych do jednego z zawodników z Arki powiedział: „Gdybyśmy grali ciągle z wami, to byśmy byli mistrzami Polski” (śmiech). Śmialiśmy się, że co derbowy mecz to trzy punkty i to był pewniak. Prawie zawsze tak się działo, z wyjątkiem meczu z 1 maja 2011 roku, który zakończył się remisem 2:2, ale tak jak powiedziałem ten remis był jak zwycięstwo.

Dla Pana derby Trójmiasta nie były niczym nowym, ponieważ Pan jako zawodnik Polonii Warszawa mierzył się z Legią, także czterokrotnie. Warto też wspomnieć, że przeciwko Legii w 2004 roku zdobył Pan premierową bramkę w najwyższej klasie rozgrywkowej. Czym według Pana derby Warszawy różnią się od derbów Trójmiasta?

Myślę, że ciężko jest to porównać. Według mnie cięższym gatunkowo meczem są jednak derby Trójmiasta, ponieważ patrząc na historię, było tak, że w Warszawie Polonia bardzo długie lata spędzała w niższych klasach rozgrywkowych, przez co ci kibice z dziada pradziada bardziej zaczęli przechodzić na stronę Legii. Legia praktycznie zawsze była na fali i to społeczeństwo warszawskie częściej się utożsamiało z Warszawą jako Legią i Polonia miała i cały czas ma zagorzałych oraz wiernych kibiców, ale w Warszawie jest bardzo duża różnica, jeżeli chodzi o ilość kibiców Legii w stosunku do Polonii. Natomiast w Trójmieście ten stosunek jest bardziej wyrównany, ale mimo wszystko ten jeden i drugi mecz, to jednak była różnica. Czy to w Gdyni, czy w Gdańsku ta atmosfera była naprawdę świętem. W poniedziałek przed weekendowym meczem to już się żyło derbami, człowiek chodził po mieście czy to na zakupy czy gdzieś indziej np. na stację benzynową i tankował samochód, to już wszyscy żyli derbowymi pojedynkami. Każdy wspominał o tym, każdy mówił, że „szykujemy się i będziemy wspierać”, więc to było coś więcej niż mecz. To był mecz, w którym wszystko inne można było przebaczyć, każde inne potknięcie było do przełknięcia przez kibiców, ale nie derby z Arką, bo trzeba było ich ograć i potem móc się cieszyć z tego wyniku. W Warszawie z racji tych różnic klas pomiędzy Polonią a Legią to jest troszeczkę inna ranga, aczkolwiek też dla samych zawodników ten mecz jest bardzo ważny.

W przeciwieństwie do derbów Trójmiasta Pański bilans przeciwko Legii prezentuje się o wiele gorzej – jeden remis i trzy porażki.

No tak. Tak jak mówiłem wcześniej, taki bilans bierze się z tego, że Polonia przez wiele lat gdzieś tam się odbijała i była mniejszym klubem, jeżeli chodzi o Warszawę. W derbach Trójmiasta jest odwrotnie, ponieważ Lechia jest klubem wiodącym, przynajmniej ja tak to odbieram, a Arka jest co prawda mniejszym klubem, lecz nie ma takiej przepaści pomiędzy tymi drużynami.

Poza derbami Warszawy oraz Trójmiasta ma Pan na koncie mecz derbowy Bytovii z Chojniczanką jako zawodnik tego pierwszego zespołu. Jak wyglądały te mecze Pana okiem?

Można powiedzieć, że te mecze to były takie mini derby, bo dla społeczności w Bytowie był to bardzo ważny mecz i bardzo mocno kibice nas zagrzewali do tych spotkań. Akurat w meczach z Chojniczanką bywało różnie, raz wygrywaliśmy, raz przegrywaliśmy. Takim wynikiem, który mi zapadł w pamięć, była wygrana 6:1 w Chojnicach w sezonie 2015/16, a w tym meczu po raz pierwszy było oświetlenie na stadionie. W tym spotkaniu praktycznie wszystko nam wychodziło i Chojniczanka dostała baty. Taki mecz fajny, bo raz, że na wyjeździe, dwa, że derbowy, a trzy, że zakończył się wysoką wygraną. Fajnie się wracało po takim spotkaniu, ale w porównaniu z derbami Trójmiasta oraz Warszawy ranga jest o wiele niższa. W pewnym sensie jest to jakiś smaczek, mobilizacja dla kibiców itd., jednak dużo, dużo niżej, jeżeli chodzi o rangę.

Na koniec rozmowy chciałbym się zapytać, jakiego Pan się spodziewa spotkania w piątek w Gdyni i jaki wynik Pan przewiduje?

Dla Lechii na pewno nie będzie to łatwe spotkanie, w związku z tym, że Arka jest na fali i zajmuje aktualnie pozycję lidera. Lechia przy początkowych problemach ze składem i personalnych na początku rundy, można powiedzieć, że trener łatał, co mógł, to teraz widać, że ta drużyna się zgrała i idzie po swoje. Nie boi się nikogo i myślę, że tak samo będzie z Arką. Takim smaczkiem jest podobno to, że gdzieś kibice dogadują się z włodarzami w Gdyni, więc ta atmosfera może być ponownie atmosferą piłkarskiego święta. To tylko dobrze dla widowiska, bo piłkarze szczególnie w takich meczach wychodzą po to, żeby grać dla ludzi, dla swoich kibiców, co jest mobilizujące i nastawiające pozytywnie do meczu. Trybuny nie po to są budowane na stadionach, żeby były i świeciły pustkami, tylko po to, żeby ludzie mogli oglądać swoje zespoły. Liczę na to, że w tym meczu zasiądą na trybunach i zrobią widowisko, a do Gdańska trener Szymon Grabowski wraz ze swoimi podopiecznymi przywiozą trzy punkty.

źródło: własne