- Sytuacja w Lechii jest tak płynna jak lawa w Wezuwiuszu. Ciężko przyzwyczajać się do nazwisk nowych trenerów i zawodników - mówi trener Bogusłąw Kaczmarek.

 

Ostatnie zmiany w Lechii to... nihil novi, jak mawia łacińskie porzekadło. To właśnie bowiem zmiany są ostatnio w Gdańsku rzeczą najbardziej trwałą. Nie oceniam, czy trener Jerzy Brzęczek zasłużył na zwolnienie, czy też nie. Trzeba jednak przyznać, że był w trudnej sytuacji. Był pełen entuzjazmu i energii w tym co robił, jednak dopiero zaczynał pracę z pracą trenerską na poważnym poziomie. Ludzie, którzy go zatrudnili, wzięli na siebie pewne ryzyko. Tym bardziej, że nawrzucano mu w przygotowania sparingów z zagranicznymi rywalami w wakacyjnej formie i zaburzono przez to proporcje pomiędzy wysiłkiem a odnową biologiczną.

 

Zastanawia mnie przede wszystkim brak spójności w Lechii, jeśli chodzi o otwartość wypowiedzi. Przecież jeszcze niedawno na spotkaniu z kibicami trener Brzęczek dostał pełne wsparcie ze strony kibiców i prezesa Adama Mandziary. Teraz jest trochę niezręcznie to komentować. Lechia przypomina biało-zielony tramwaj. Trudno powiedzieć, w którym kierunku on zmierza. Mam nadzieję, że do rozgrywek europejskich, ale przed nim jeszcze trochę przystanków, a na każdym ktoś wsiada i wysiada. Liczne miany następują ekspresowo, a to nie przyczynia się do stabilizacji i komfortu dla ludzi, którzy mają osiągnąć pewien cel.

 

W każdym klubie menagement wyznacza sobie pewną filozofię. Według niej powinna być opracowana precyzyjna strategia - działania i konsekwencje. Ludzie, którzy się tym zajmują powinni robić to profesjonalnie. W Gdańsku widzę natomiast zbyt dużo przypadku. Jeżeli Roger Wittman powiązany z udziałowcami klubu, zabiera stąd Antonio Colaka i Kevina Friesenbichlera - coś tu jest nie tak. To nie są to żadni wybitni piłkarze, ale jednak Lechia zainwestowała w nich własną pracą szkoleniową i dawała im się ogrywać.

 

Klucz potrzeb drużyny to podstawa jej funkcjonowania, a został gdzieś wypaczony. Metodą prób i błędów to można praktykować na poziomie niższej inicjacji piłkarskiej, ale nie w ekstraklasie. Teraz ściąga się i wypożycza kolejnych graczy. Nikt już nie nabierze się na kreowane slogany o stawianiu na młodzież, tożsamości i przywiązaniu. Odwoływanie się w tej sytuacji do uczuć kibiców to referendalny populizm, nikt tego nie kupi. Chciałbym, żeby to faktycznie miało miejsce, ale ta strategia najwidoczniej została zaburzona.

 

Co do zmiany na stanowisku szkoleniowca, słyszałem z wiarygodnych ust, że na krótko przed przejęciem Lechii przez Thomasa von Heesena, w Gdańsku był na rozmowach polski, doświadczony trener z dorobkiem. Jego kandydatura upadła jednak w ostatniej chwili i przyszedł Niemiec. Nowego szkoleniowca Lechii pamiętam jeszcze z czasów piłkarskiej kariery, gdy biegał z w blond afro na głowie. Był bardzo dobrym piłkarzem, choć w reprezentacji nie zaistniał. Życzę mu powodzenia, ale ten człowiek jako trener to dla nas spora zagadka. Jego dorobek szkoleniowy jest jak na razie mało widoczny. Z tego co słyszałem trenerka w ostatnich latach średnio interesowała von Heesena. Bardziej chodziło mu o sportowy biznes i w tym kontekście firmował Lechię. Z gdańskim klubem był od początku obecnego układu właścicielskiego. To on doradzał Franzowi Josefowi Wernze w sprawach stricte sportowych. Miał wpływ na to, że trenerem był Ricardo Moniz, z którym razem pracował w HSV Hamburg.

 

Sytuacja w Lechii jest tak płynna jak lawa w Wezuwiuszu i trudno przyzwyczajać się do nazwisk. Kto jednak mógłby dostać większy kredyt zaufania od właścicieli klubu jeśli nie von Heesen? Mam jednak nadzieję, że oszczędzi się nam tłumaczeń, że drużyna potrzebuje czasu by się zgrać. Dopasowanie ideologii do zaistniałej sytuacji to najłatwiejsza rzecz, mało merytoryczne zepchnięcie odpowiedzialności. Przy obecnym potencjale nie ma co czekać tylko brać się do do roboty i grać.

 

Jakby rozebrać kadrę Lechii na czynniki pierwsze to można jedynie żałować, że w piłce nie ma zmian powrotnych. Można by było szybko zmieniać skrzydłowych czy napastników. Potencjał kadrowy jest wielki, ale zawodnicy i ich cv to jeszcze nie drużyna. Ważną rolę odgrywa kwestia fizjologii i biochemii. Doświadczeni zawodnicy jak Grzegorz Wojtkowiak, Jakub Wawrzyniak czy Sebastian Mila mają określony przebieg.

 

Milos Krasić był dobrym piłkarzem. Pamiętam go z meczu Serbia - Polska w Belgradzie. Zremisowaliśmy wtedy 2:2, a ja pomagałem Leo Beenhakerowi. Krasić od dwóch lat grał jednak mało, błąkał się po rezerwach Fenehrbace. Na pewno będzie potrzebował czasu, by osiągnąć optymalną na tą chwilę dyspozycję.

 

W Lechii brakuje spokoju i cierpliwości. Być może von Heesenowi uda się je wprowadzić, tego mu życzę. Byle nikt nie mieszał mu się w sprawy szkoleniowe. Gdański zespół ma wielki potencjał jednak piłka nożna jest sportem niewymiarowym i nie do sformatowania. Na tym polega jej czar.

Cały artykuł znajdziesz tu

 


Źródło: sport.trojmiasto.pl/własne