Totalitaryzm, jak sama nazwa wskazuje, ogarnia wszystkie dziedziny życia społecznego.
W Polsce Ludowej były jednak miejsca, których ogarnąć nie dało się. Do jednych z takich miejsc należał stadion gdańskiej Lechii przy ulicy Romualda Traugutta w Gdańsku. 3-go maja 1975 roku w tym właśnie miejscu doszło do dwóch starć. Na płaszczyźnie sportowej zmierzyły się drużyny gdańskiej Lechii i łódzkiego Widzewa. W tle tego pojedynku rozgorzała bitwa pomiędzy kibicami z Gdańska a milicjantami. Trzecią rundę starć (5 maja) zainicjował „Dziennik Bałtycki” aplikując pomorskiemu społeczeństwu zastrzyk propagandowych insynuacji.
Jak pisze Tomasz Wołek, aktywne związki futbolu z polityką w naszych czasach są wynalazkiem demokratycznej, antykomunistycznej opozycji. Fenomen ten zrodził się na Wybrzeżu Gdańskim, od lat niepokornym wobec ludowej władzy. Zanim jeszcze zorganizowana opozycja przybrała tam instytucjonalne kształty (Ruch Młodej Polski, Komitet Obrony Robotników, Wolne Związki Zawodowe) jej przyszli uczestnicy, z braku innego forum publicznego, swe przekonania polityczne wyrażali głównie na piłkarskich stadionach. Zwłaszcza najpopularniejszy klub Wybrzeża, gdańska Lechia, skupiła w gronie swych przysięgłych kibiców wielu młodych przeciwników „realnego socjalizmu”. Władza ludowa nie zamierzała być pasywna w tym ideowym sporze ukrywającym się pod płaszczykiem sportu.
W związku z tym w latach 70. i 80. każdy mecz przy ulicy Traugutta, poza tym, że był widowiskiem sportowym, był także bezpośrednim miejscem spotkań reprezentacji władzy – milicji z niezadowolonym z socjalizmu społeczeństwem. Napiętą sytuację dodatkowo komplikowało wspomnienie tragicznych zajść Grudnia’70 na Pomorzu oraz prowokacyjny ubiór funkcjonariuszy MO. Jak wspomina Mariusz Popielarz milicjanci przychodzili na mecze ubrani w hełmy motocyklowe z okularami-goglami i w ortalionach długich za kolan. Tak ukształtowana sytuacja potrzebowała tylko iskierki, która spowoduje erupcję nastrojów społecznych.
Okazją stał się mecz Lechia Gdańsk-Widzew Łódź z 3 maja 1975 roku. Spotkanie oglądało blisko 30 tysięcy kibiców. Wszyscy liczyli na awans biało-zielonych do I ligi. Jednak by taki awans wywalczyć, gdański klub musiał w tym meczu zwyciężyć. Niestety padł wynik 1-1, który dla Gdańska oznaczał kolejny sezon w II lidze.
Raport meczowy [Lechia-Widzew Łódź 1:1]
Według relacji Mariusza Popielarza jeden z niezadowolonych kibiców wbiegł na murawę i na wirażu od strony Akademii Medycznej dorwali go milicjanci. Zaczęli go na oczach 30 tyś. ludzi katować pałami. Wzburzyło to widownię. Świeży był Grudzień’ 70 kiedy przelała się krew. Po meczu kibice zaatakowali milicję na bocznym boisku między Saharą (nieoficjalna nazwa jednego z boisk bocznych na stadionie przy ul. Traugutta) a głównym boiskiem. Milicja znajdowała się pod tunelem. Paru kibiców pobiegło i rzucało w tunel kamienie. O nieodpowiednim doborze metod interwencji MO oraz o ich brutalności mówi ponownie Tomasz Wołek: zapłonem bywał niekiedy przypadkowy incydent, jak choćby w 1975 roku podczas meczu Lechii z Widzewem, kiedy to milicja na oczach blisko 40 tysięcznego tłumu brutalnie pobiła kibica, który wybiegł na boisko. Nie ma potrzeby dorabiania do tych wydarzeń jakiejkolwiek ideologii, gdyż wszystko działo się w sposób spontaniczny, przez nikogo nie zaplanowany. Mieliśmy raczej do czynienia z żywiołowymi, okazjonalnymi wybuchami nagromadzonej niechęci do narzuconego systemu, który plastycznie uosabiali funkcjonariusze MO. Ich bezpardonowe szarże i bezlitosne „pałowanie” rzesza kibiców kwitowała gromkim, chóralnym: „Gestapo! Gestapo!"
Wtórując organowi prasowemu PZPR – „Głosowi Wybrzeża”, „Dziennik Bałtycki” w niewybrednych słowach opisał majowy mecz Lechii i Widzewa. Cała relacja rozpoczyna się od zwrotów przypominających propagandową technikę globalnego ataku. Celem jej działania jest zmiana struktury świadomości społeczeństwa (w tym przypadku są to mieszkańcy Pomorza Gdańskiego lat 70.), w związku z czym dobierane w niej argumenty mają ekstremalną siłę. Realizacja wspomnianych argumentów w tym tekście następuje na skutek działania pejoratywnych ekspresywizmów leksykalnych, co pozwala autorowi „zrobić” z kibiców chuliganów, następnie posądzić ich o bandytyzm, by na końcu przykleić im łatę zwykłych pseudo-kibiców. Idąc dalej autor znajduje również powód skandalicznego zachowania fanów Lechii. Jest nim fakt, że liczba pijanych pseudo-kibiców bywa zazwyczaj duża. Ten ostatni zwrot to doskonały przykład propagandowej ogólnikowości i nie określoności sformułowań, których zresztą w całym przytoczonym tekście jest aż sześć - zazwyczaj duża, dawno już nie obserwowaliśmy, ogromna większość, zaczęły się incydenty, ogromna ilość, kiedyś (nie tak dawno).
Konsekwencją karygodnego zachowania funkcjonariuszy podczas meczu Lechia-Widzew było usunięcie milicjantów z korony stadionów i zastąpienie ich specjalną sekcją Klubu Kibica. Wyeliminowało to stadionowe burdy i przyniosło spokój, nawet podczas derbowego meczu Lechia Gdańsk-Arka Gdynia. Ten symboliczny fakt wskazuje katalizator stadionowych zamieszek i stawia pod znakiem zapytania kwalifikacje oddziałów milicji, które zostały zastąpione przez „zwykłych” kibiców.
Na przestrzeni niemal 15 lat (do roku 1989) gdańscy kibice jeszcze wiele razy (m.in. 1 i 3 maja 1982 r., w kwietniu 1984 r., 1 maja 1985 r., w styczniu i lutym 1989 r.) zmierzyli się z milicjantami. I mimo szczerych chęci, wielu propagandowych zabiegów i dużych nakładów, gdańska prasa nigdy nie przekonała mieszkańców Trójmiasta, że jedynym inspiratorem tych starć był alkohol. Analiza stadionowych transparentów i haseł wskazywała na coś znacznie poważniejszego - stadion przy ulicy Romualda Traugutta stawał się po prostu jednym z gdańskich bastionów marzeń o niepodległości.
Źródło: histmag.org