Raport meczowy: Orlęta Reda - Lechia Gdańsk | Kolejka 18 | 2003/04 IV Liga - Gr. pomorska |
2003/04 IV Liga - Gr. pomorska |
Orlęta Reda | vs | Lechia Gdańsk |
0 | 3 |
Data meczu: niedziela, 14 marzec 2004 | ||
Godz. meczu: 14:00 h | ||
Sędzia: Mariusz Kuczkowski | ||
Widzów : 1.200 |
Bramkarz | |
|
|
Obrońca | |
|
|
Pomocnik | |
|
|
Napastnik | |
|
Pierwszy trener | |
|
|
|
|
|
|
|
Żółta Kartka (Orlęta):Hoppe, Król Skład (Orlęta):Ryband - Trocki (67’Soszyński), Król, Hoppe, Radoń, R.Labuda, Wasiek, Bodzak (77’Królik), Kiełb, Osmólski, Ziemak (67’Siniecki) Info:Na meczu obecna grupa 1000 kibiców Lechii, wśród których obecny jest Prezydent Gdańsk Paweł Adamowicz. Relacja (Lechia.gda.pl):Wystarczyła pierwsza wiosenna kolejka, żeby przewaga liderującej Lechii nad Gedanią powiększyła się z dwóch do pięciu punktów. Do końca sezonu daleko, do zdobycia bądź stracenia ogółem 48 punktów, ale lepiej przecież być nie mogło, ziścił się scenariusz wątpliwy nawet dla optymistów. Trzybramkowe zwycięstwo jest lepsze, niż gra, najważniejsze jednak są przybliżające Lechię do awansu punkty. Niezły występ zanotował wracający po latach do Lechii Maciej Kalkowski, który wypracował wszystkie bramki. Niestety wypracował też i żółtą kartkę, wykluczającą go z udziału w kolejnym spotkaniu, w Sopocie. Dla liczącej skromnie ponad 17 tysięcy mieszkańców Redy wizyta Lechii Gdańsk była wydarzeniem. Niekoniecznie sportowym, choć na tym polu również się postarano i piłkarzy wprowadziła na boisko rytmicznie przygrywająca orkiestra. Bardziej jednak społecznym, miasto ogarnął bowiem paraliż, gdy około tysięczna grupa gdańskich kibiców przemieszczała się z dworca na stadion, a później w kierunku odwrotnym. Lokatorzy miejscowych blokowisk wyrażali wielkie zainteresowanie spokojnym, biało-zielonym pochodem. Gdy jedni strachliwie ukrywali się za firankami, drudzy bez skrępowania przyglądali się tej wolno płynącej fali ze swoich balkonów, nierzadko całymi rodzinami. Piłkarze Lechii mieli więc prawo liczyć na dwunastego zawodnika w swojej drużynie i chociaż doping nie był ogłuszający, to na pewno poczuli się jak u siebie. Ich sympatycy opanowali niemal wszystkie możliwe zakamarki stadionu, z miejscem operatora tablicy wyniku włącznie. Cóż więc pozostało? Zwyciężyć - i tej sztuki udało się dokonać. W stylu może nie efektownym, momentami nawet męczącym oczy, ale mimo wszystko zdołali wygrać pewnie i przekonująco. Bohaterem zwycięstwa okrzyknąć należy Macieja Kalkowskiego, dla którego mecz w Redzie był pierwszym w barwach macierzystego klubu od czasu odejścia do pierwszoligowego Bełchatowa przed siedmioma laty. Od tego czasu poruszał się głównie pomiędzy pierwszą oraz drugą ligą i było to widać na boisku. Ruchliwy, wszędobylski, lubiący stwarzać okazje partnerom, bardziej niż samemu występować w roli egzekutora. Zanim w 14 minucie dokładnie zagrał z rzutu wolnego na głowę Marcina Kaczmarka, który skierował piłkę do siatki tuż przy słupku, wypracował trzy dobre okazje do strzelenia bramki. Najbliższy szczęścia był Janusz Melaniuk, ale bramkarz Maciej Ryband sparował piłkę na rzut rożny. Prowadząc, Lechia zwolniła tempo, zaczęła przejawiać coraz więcej niedokładności. Obrona, po raz pierwszy grająca w linii, spisywała się dobrze, ale gdy już się myliła, wszyscy wstrzymywali oddech. Dwie poważne pomyłki tudzież nieporozumienia środka defensywy i przeciętnie debiutującego w bramce Lechii Piotra Opuszewicza o mały włos nie zakończyły się wyrównaniem. W szeregach gospodarzy trudny do upilnowania był zwłaszcza Mariusz Radoń, zdecydowanie lepiej prezentujący się od bezbarwnego jak rzadko kiedy Marka Widzickiego, mimo że obaj razem figurowali w zestawieniu najlepszej wybrzeżowej jedenastki ubiegłego roku. Emocje mogły skończyć się już przed przerwą, gdyż w ostatniej minucie Marek Szutowicz nieoczekiwanie otrzymał prezent od jednego z defensorów, ale jego strzał z 16 metrów trafił w słupek. Wysunięty "Szuto", przy tak obranej taktyce, nie miał z kim grać. Musiał albo cofać się i zagrywać do tyłu, albo pchać się samotnie do przodu w tłum obrońców i rozpaczliwie strzelać lub tracić piłkę. Po jednym ze starć w drugiej połowie doznał rozcięcia skóry na brodzie. Niewielka, ale krwawiąca rana stanowiła problem, bo w szeregach Lechii brakowało medyka. Szutowicz wrócił więc na boisko z wielkim, amatorskim opatrunkiem na głowie, rozbawiając nieco swoim wyglądem widownię, ale i zyskując jej uznanie za taką demonstrację ambicji. Gdy trener Jerzy Jastrzębowski ściągnął go paręnaście minut później z boiska, Lechia prowadziła już 3:0. O dziwo, druga bramka padła w chwili, gdy Orlęta powiększały swoją przewagę i zaczynały coraz niebezpieczniej dziobać mur obronny faworyta. W 63 minucie niepokryty w polu karnym Zbigniew Bodzak trafił nawet w poprzeczkę, w dodatku każda wyżej puszczona piłka sprawiała wrażenie, jakby niskiemu golkiperowi Lechii miała wpaść za kołnierz. I nagle, niemądrze zachował się miejscowy defensor, który powstrzymując samotny rajd Kalkowskiego sfaulował go w niegroźnym jeszcze obszarze pola karnego, blisko narożnika. Jedenastkę skutecznie wyegzekwował Kaczmarek, zdobywając swojego drugiego gola. Niezły start, skoro w trakcie całej jesieni zdobył tylko jedną bramkę. Szanse na niespodziankę zmalały prawie do zera, a lechiści postanowili kuć żelazo, póki gorące. Melaniuk trafił do siatki, jednak sędzia uznał, że był spalony. 18-latek za moment więc się poprawił i tym razem nie było już żadnych wątpliwości - 3:0 dla Lechii. Akcję na lewej stronie rozkręcił oczywiście Kalkowski, Szutowicz przedłużył, a Melaniuk z bliska podwyższył wynik. Szkoda jedynie, że w tej całkowicie bezpiecznej już dla losów spotkania końcówce o niepotrzebne napomnienia postarali się doświadczeni Kaczmarek i Kalkowski. Ale to będzie zmartwienie na przyszłość. |