Info:
Zmiana terminu: Mecz przeniesiony razem z całą rundą z powodu kolizji z ligą z 15.03.2003.
Relacja (Lechia.gda.pl):
Lechia Gdańsk awansowała do kolejnej rundy Pucharu Polski. Na tym wypadałoby zakończyć temat jej meczu z Orłem Trąbki Wielkie, gdyż zagłębianie się w szczegóły działa tylko i wyłącznie na niekorzyść podopiecznych Jerzego Jastrzębowskiego. Dwaj piątoligowcy pokazali grę, która chluby im z pewnością nie przyniosła. Goście skupili się na wywiezieniu z Gdańska jak najmniej bolesnej porażki poprzez zamurowanie własnej bramki, gospodarze na nieudolnych próbach sforsowania obrony przeciwników. W efekcie byliśmy świadkami meczu bez jakiejkolwiek historii, a entuzjastami takich być ciężko. Nawet w najmniej znaczących zawodach wypada włożyć do gry więcej chęci i serca.
Na Traugutta nowe porządki. Pojawiła się nie widziana tu od czasów drugiej ligi profesjonalna firma ochroniarska z dyrektywami odpierania wszelkich prób kulturalnego przedostania się na trybunę krytą bez specjalnych przepustek i pozwoleń. Można byłoby to uznać za rozsądne, gdyby nie fakt, iż kategoryczne "nie" słyszeli nawet piłkarze znajdujący się w aktualnej kadrze seniorów Lechii. Chyba nie do końca ktoś to przemyślał.
Zaangażowanie i niebywałe przejęcie działaczy nie poszło w parze z wyczynami zawodników, którzy postanowili wygrać to spotkanie minimalnym kosztem, bez jakichkolwiek fajerwerków. Jeśli ktoś oczekiwał widowiska podobnego do tego sprzed roku, kiedy Lechia w świetnym stylu pokonała Orła 7:2, po zakończeniu spotkania mógł tylko złorzeczyć na postawę gdańskich piłkarzy. Zresztą w ostatnich fragmentach usłyszeli oni skromną, acz zasłużoną porcję gwizdów od znużonej ich popisami pół-tysięcznej publiki.
Pierwszego gola uzyskał w 18 minucie Marek Szutowicz, rehabilitując się za zmarnowany dwie minuty wcześniej rzut karny. Etatowy wykonawca jedenastek, Bartłomiej Stolc, nie grał z powodu pauzy za komplet żółtych kartoników, więc naprzeciw bramkarza Daniela Radziszewskiego stanął Szutowicz i trafiając w poprzeczkę nawet nie dał mu szans na interwencję. Zresztą okazjami, które namarnował w całym meczu wyborowy snajper Lechii, można byłoby obdzielić niejedno spotkanie. Ów rzut karny wywalczył przebojowym, indywidualnym wejściem Janusz Melaniuk, ale sędzia raczej dał się nabrać na teatralny upadek 17-latka wśród gęsto otaczających go obrońców gości. W drugiej połowie Melaniuk bez żadnych już wątpliwości umieścił po szybkiej decyzji kozłującą piłkę w krótkim rogu bramki przyjezdnych.
Największym pozytywem tego miernego meczu należy uznać występ dwóch nowych, 18-letnich twarzy z drużyny juniorów starszych Jarosława Pajora. Absolutnym debiutantem był Mariusz Łukowski, który grając tylko w pierwszej połowie wniósł bardzo dużo życia do środka pomocy. Grał szybko, inicjował błyskawiczne ataki, próbował groźnych strzałów na bramkę zza pola karnego (w 30 minucie trafił w słupek). Dopuszczał się jedynie zbyt wielu strat, ale i tak pozostawił pozytywne wrażenie. Marek Kowalski wprawdzie miał już rozegranych 7 seniorskich spotkań, ale ostatnie ponad 10 miesięcy temu. Całkiem sprawnie operując na prawej obronie pokazał, iż ma szansę na dłużej zagościć na tej pozycji. Tym bardziej, że Jerzy Jastrzębowski właśnie z nią wydaje się mieć największy problem. Paweł Staruszkiewicz i Robert Morka, na zmianę, w jednym meczu grają, żeby w kolejnym nawet nie powąchać boiska.
Niezłą zmianą okazał się też Marcin Waniuga, który zwyżkę formy zademonstrował w ostatniej dosłownie chwili. Jego występ cechowała ambicja, udane centry w pole karne, czy choćby umiejętność wywalczenia rzutu wolnego w bardzo dogodnej pozycji. Zatem oprócz Kowalskiego, Łukowskiego i Waniugi nie przyczepimy się też do postawy Melaniuka, Krzysztofa Bartoszuka oraz Bogu ducha winnego Marcina Muszki, który nie bardzo ma jak się wykazać, skoro na jego bramkę w dwóch ostatnich meczach uderzono może ze trzy razy.
Tym razem zawiedli skrzydłowi, a coraz bardziej niepokoi nieefektywność Przemysława Urbańskiego, który w drugim wiosennym meczu nie zaliczył nawet asysty (rok wcześniej przeciwko drużynie z Trąbek Wielkich miał ich cztery). Najwięcej oczekujemy po najstarszych zawodnikach, dlatego ich występ także zmuszeni jesteśmy ocenić krytycznie. 9 minut przed końcem kontuzji doznał Marek Widzicki, a że możliwość dokonywania zmian była już wyczerpana, gospodarze w tym końcowym fragmencie zmuszeni byli grać w "10". Na boisku niewiele się w tym czasie zmieniło...
Inauguracja wiosny na stadionie przy ulicy Traugutta ściągnęła na trybuny ok. 500 kibiców, co wydaje się być przyzwoitym rezultatem, skoro poprzedni, październikowy mecz Pucharu Polski z Orkanem Rumia oglądało zaledwie 150 osób. Czy jednak frekwencja rzeczywiście wzrosła w porównaniu z rundą jesienną, pokażą dopiero najbliższe spotkania ligowe.
|