Raport meczowy: Lechia Gdańsk - Pogoń Lębork | Kolejka 8 | 2003/04 IV Liga - Gr. pomorska |
2003/04 IV Liga - Gr. pomorska |
Lechia Gdańsk | vs | Pogoń Lębork |
4 | 2 |
Data meczu: sobota, 20 wrzesień 2003 | ||
Godz. meczu: 16:00 h | ||
Stadion: Stadion T29 w Gdańsku | ||
Sędzia: Franciszek Bieliński | ||
Widzów : 2.000 |
Bramkarz | |
|
|
Obrońca | |
|
|
Pomocnik | |
|
|
Napastnik | |
|
Pierwszy trener | |
|
|
|
|
|
|
Bramki (Pogoń):P.Łapigrowski 77’głową, Orczyk 88’wolny Żółta Kartka (Pogoń):G.Zieliński, Kierszka, Bomba Skład (Pogoń):G.Zieliński - Małek (46’Jażdżewski), A.Hebel (75’Mach), Bomba, Gaffka, P.Łapigrowski, Kierszka, Pietrzyk (84’Krawczyk), Ł.Łapigrowski (76’Frącek), Władyka, Orczyk Info:Mecz oglądało 72 kibiców Pogoni. Relacja (Lechia.gda.pl):W równym stopniu siódme zwycięstwo, jak i potknięcie się Gedanii na terenie lubiącego karcić faworytów KP Sopot, pozwoliło Lechii po raz pierwszy w tym sezonie zasiąść na fotelu lidera IV ligi. Chociaż sukces w pełni zasłużony, to przyszedł w bólach, a gdy już wreszcie udało się przełamać strzelecką niemoc i osiągnąć przewagę, znów humor popsuły dwie głupio stracone w końcówce bramki. Trybuny były jednak dzisiaj głośne, radosne i rozśpiewane, a Lechii od następnej kolejki przyjdzie zmierzyć się z nową rolą. Nie goniącego, lecz gonionego. W równym stopniu siódme zwycięstwo, jak i potknięcie się Gedanii na terenie lubiącego karcić faworytów KP Sopot, pozwoliło Lechii po raz pierwszy w tym sezonie zasiąść na fotelu lidera IV ligi. Chociaż sukces w pełni zasłużony, to przyszedł w bólach, a gdy już wreszcie udało się przełamać strzelecką niemoc i osiągnąć przewagę, znów humor popsuły dwie głupio stracone w końcówce bramki. Trybuny były jednak dzisiaj głośne, radosne i rozśpiewane, a Lechii od następnej kolejki przyjdzie zmierzyć się z nową rolą. Nie goniącego, lecz gonionego. Taki scenariusz przerabialiśmy już nieraz. Przedłużające się bicie głową w mur, marnowanie kolejnych sytuacji, aż wreszcie przynoszący ulgę gol, dający niemalże pewność, iż w danym spotkaniu nic złego Lechii stać się już nie może. Tym razem na pierwsze trafienie czekać trzeba było przez blisko całą pierwszą połowę, a lechiści do czasu jego uzyskania zmarnowali pięć sytuacji zwanych stuprocentowymi. Jako pierwszy uczynił to w 10 minucie Marek Szutowicz, któremu bardzo sprytnie, bo oszukując tym zagraniem dwóch defensorów gości, na 17. metr piłkę wyłożył Zbigniew Kobus. Bramkarz Grzegorz Zieliński był w beznadziejnej sytuacji, ale świetnie wyczuł zamiary napastnika Lechii i jakby intuicyjnie zablokował próbę lobowania. Pięć minut później to "Szuto" dograł Markowi Widzickiemu, któremu z bliska wystarczyło tylko silnie uderzyć. Kopnął jednak tak słabo, że golkiper bez problemu opanował piłkę. Nie minęły dwie minuty, a samotnie na bramkę gości szarżował już Marcin Kaczmarek, jednak Zieliński znów stanął na wysokości zadania i wybornie go powstrzymał, a dobitkę Szutowicza wybił sprzed bramki obrońca Pogoni. W środku pierwszej części gry tempo gry opadło, sytuacji bramkowych było już znacznie mniej. Piłkarzy jakby lekko oszołomił głośny doping i niezła atmosfera na trybunach oraz wejście na stadion w eskorcie policji grupki fanów Pogoni Lębork i Bałtyku Gdynia. Trzeba też przyznać, że goście przełamali chwile słabości, a swoją ostrą, ambitną postawą i pressingiem wydawali się nawet trochę zaskakiwać lechistów. W 35 minucie przeprowadzili dwie akcje ofensywne, jednak dwa dośrodkowania z prawej strony (Paweł Żuk zbyt łatwo dał się ograć) pozostały bez konsekwencji. Przed zejściem do szatni Lechia znów przycisnęła - w 37 minucie akcja Widzickiego i Janusza Melaniuka zakończyła się desperackim wybiciem piłki na rzut rożny przez obrońcę Pogoni w ostatniej dosłownie chwili. O tym, jak bardzo przyjezdnym zależało na dowiezieniu korzystnego wyniku do końca połowy, przekonaliśmy się już po chwili. Rzut wolny nieopodal linii autowej dla Lechii i dokładnie wszyscy lęborczanie stali we własnym polu karnym. Było tłoczno jak w hipermarkecie przed świętami, ale i tak Żuk zdołał zagrać pod bramkę, gdzie Melaniuk z najbliższej odległości uderzył głową... prosto w ręce Zielińskiego. Wtedy jeszcze złapał się za głowę, ale w 43 minucie mógł już tryumfalnie unieść ręce w górę. Najpierw kolejny bezproduktywny rajd odbył Kobus, zostając powstrzymany przez obronę Pogoni. Wyprowadzając piłkę z własnej połowy goście głupio stracili ją na 30. metrze, Widzicki błyskawicznie uruchomił prawoskrzydłowego Melaniuka, który tym razem dogodnej sytuacji nie zmarnował. Po przerwie 18-latek dokuśtykał już tylko do ławki rezerwowych ze stopą obłożoną lodem, a jego miejsce na boisku zajął Mariusz Łukowski. Zaledwie dwie minuty po wznowieniu gry biało-zieloni świętowali zdobycie drugiej bramki - Żuk podał do Kobusa, który zakończył akcję skutecznym strzałem. Radość była przedwczesna, albowiem arbiter bramki nie uznał. Prowadzenie dawało Lechii już takie poczucie pewności, że decyzja sędziego nie wzbudziła większych emocji. Gospodarze nacierali, w 51 minucie Widzicki w dogodnej, choć trochę niespodziewanej sytuacji trafił w poprzeczkę. 10 minut później zaliczył drugą asystę dogrywając Szutowiczowi, który mocnym strzałem ulokował piłkę przy słupku. W 75 minucie Lechia prowadziła już 3:0, a w roli głównej znów wystąpił "Widzik". Najpierw wespół z wprowadzonym parędziesiąt sekund wcześniej Jakubem Wiszniewskim stworzył ładną akcję, której nie zdołał sfinalizować znajdujący się w trudnym położeniu Szutowicz, ale Widzicki szybko odzyskał piłkę i z narożnika pola karnego niespodziewanie uderzył w długi róg, czym kompletnie zaskoczył rywali. Po tej sytuacji Jerzy Jastrzębowski zdjął z boiska Marcina Gąsiorowskiego, a spiker ożywił publikę informując o korzystnym dla Lechii, remisowym wyniku Gedanii, i tę chwilę rozprzężenia w szeregach gospodarzy wykorzystali lęborczanie. Po dośrodkowaniu z rzutu wolnego nieupilnowany Piotr Łapigrowski "szczupakiem" pokonał Mateusza Bąka. Lechiści niespecjalnie się tym zmartwili, gdyż w 81 minucie zdobyli czwartą bramkę. Z rzutu wolnego Kobus zagrał do Matuka, ten jednak nie zdołał oddać strzału, ale w zamieszaniu piłka trafiła do znajdującego się blisko bramki Wiszniewskiego. Nastolatek uderzył lekko, ale skutecznie - Zieliński tylko patrzył, jak piłka wtacza się do bramki. Gdy jego koledzy chcieli wznawiać grę, bramkarz Pogoni przyczepił się do asystenta sędziego. Nie wrócił szybko pomiędzy słupki, nawet gdy arbiter główny przebiegł pół boiska, żeby pokazać mu żółtą kartkę. - "To najsłabsze ogniwo mojego zespołu. Ubzdurał sobie jakiegoś spalonego, mogę tylko przeprosić za jego zachowanie. Sporo nad nim pracuję, tyle że ten człowiek to duże dziecko. Ale i tak anioł w porównaniu z tym, co było kiedyś" - tłumaczył później trener Andrzej Brendler. Tuż przed końcem padł jeszcze jeden gol, niestety dla Pogoni. Dwójka gdańskich stoperów jakby wręcz sobie przeszkadzała i sprokurowała rzut wolny z 18 metrów. Długo trwało ustawianie muru oraz przygotowywanie się do właściwego zabezpieczenia bramki, a i tak wszystko na nic. Sławomir Orczyk dał lechistom lekcję strzelania z wolnych i wpakował piłkę do siatki mimo próbującego interwencji Bąka. W trzech ostatnich meczach Lechii padły łącznie aż 23 gole. Niegodziwością byłoby przemilczenie bardzo udanego występu Roberta Morki, który przez dużą część wiosny zmuszony był oglądać mecze z ławki rezerwowych, ale teraz udowadnia, że było to sporym błędem. Pewna już pozycja w składzie bardzo mu służy, skoro w kolejnych spotkaniach odkrywa nowe strony swoich piłkarskich umiejętności. Teraz zaimponował dużym dynamizmem i odwagą, a także przebojowością w ofensywie, jak na nowoczesnego bocznego obrońcę przystało. Kilka jego dośrodkowań stworzyło sporo niepokoju pod bramką Pogoni, pewnie spisywał się również w defensywie. W innym nastroju musi być czołowy w poprzednich sezonach piłkarz Lechii, Przemysław Urbański, który dopiero drugi raz w seniorskiej karierze nie opuścił ławki rezerwowych. Poprzednim razem, a było to w Sztutowie, stało się tak tylko dlatego, że był kontuzjowany. Jego inny odgrywający niedawno główną rolę partner, Bartłomiej Stolc, wchodzi już tylko na końcówki. Andrzej Brendler, trener Pogoni Lębork: - "Posługując się terminologią motoryzacyjną mogę powiedzieć, że dzisiaj ścigał się maluch z Laguną. Takie auto miałem, więc znam jego walory. Myślę jednak, że nie zaprezentowaliśmy się najgorzej i jeśli istnieje coś takiego, jak honorowe porażki, to my na pewno właśnie taką dziś ponieśliśmy. Tym bardziej, że za grę w piłkę nie otrzymujemy nawet pięciu groszy". Jerzy Jastrzębowski, trener Lechii Gdańsk: - "Zabrakło dziś tej dynamiki, która była obecna w naszej grze w Dzierzgoniu. Na pewno wpływ na to miał fakt, iż trzech zawodników nie trenowało przez pół tygodnia, gdyż dopadł ich jakiś wirus. Nasz dzisiejszy przeciwnik nie odkrył się, zwarł szyki defensywne. Bramkarz prawie zostawał już bohaterem meczu, ale bramka Melaniuka pod koniec pierwszej połowy podcięła gościom skrzydła. Szkoda dwóch straconych goli, zwłaszcza pierwszego, przy którym źle się ustawiono, popełniono błąd taktyczny. Temat Arki Gdynia? W tej chwili nie mam w tej sprawie nic do powiedzenia". |