22 czerwca przypada 40. rocznica zdobycia pierwszego w historii Pucharu Polski przez Lechię Gdańsk. W Piotrkowie Trybunalskim gdańszczanie pokonali 2:1 Piasta Gliwice po bramkach Krzysztofa Górskiego i Marka Kowalczyka. Z tej okazji porozmawialiśmy z jednym z budowniczych sukcesu trenerem Jerzym Jastrzębowskim. - To jest ogromny sukces, który zapisał się złotymi zgłoskami w historii Lechii Gdańsk. - powiedział.
Jak z perspektywy czasu wspomina Pan dzień 22 czerwca 1983 roku?
W mojej pamięci i pamięci zawodników, którzy uczestniczyli w tym wydarzeniu, to zostanie na zawsze. To jest ogromny sukces, który zapisał się złotymi zgłoskami w historii Lechii Gdańsk. Jesteśmy z tego powodu dumni, że po słabszych latach dla klubu udało nam się osiągnąć taki sukces.
Tym bardziej że droga do zdobycia Pucharu Polski nie była łatwa, bowiem Lechia na początku tamtego sezonu spadła do III ligi. Po tym spadku Pan przejął Lechię w wieku 31 lat wraz z Józefem Gładyszem i był to Pana pierwszy sezon w roli trenera. Jak wyglądały okoliczności objęcia tej posady?
Zdecydowanie tak, była to nasza pierwsza posada z trenerem Gładyszem. Otrzymaliśmy propozycję od Pana Pułkownika Oficjalskiego, który wtedy pełnił rolę dyrektora sportowego, czyli kierownika sekcji piłki nożnej, bo to różnie możemy dzisiaj nazywać. Zaproponował nam po spadku Lechii z drugiej do trzeciej ligi czy byśmy się podjęli pracy, jako że byliśmy wychowankami klubu. Prowadziliśmy ten zespół wcześniej, bo ja przypomnę, że z trenerem Globiszem i Gładyszem prowadziliśmy tych juniorów, którzy później grali, czyli Jacek Grembocki, Andrzej Marchel, bracia Wydrowscy czy Darek Wójtowicz. Myśmy ich prowadzili w juniorach, już mieliśmy rozeznanie na temat ich możliwości. Myślę, że to miało główne znaczenie, że zarząd postanowił odmłodzić zespół, opierając skład na wychowankach. Dlatego padła taka propozycja w stosunku do nas.
Wracając do Pucharu Polski, jaki był przełomowy moment? Kiedy pojawiła się szansa zdobycia Pucharu Polski?
Wie Pan, od pierwszego meczu to były kluczowe momenty, bo przecież wszyscy zdajemy sobie sprawę z tego, że nie przystępowaliśmy w roli faworyta, byliśmy III-ligowcem, graliśmy z utytułowanymi drużynami jak Widzew Łódź, Śląsk Wrocław, Zagłębie Sosnowiec. Do każdego meczu podchodziliśmy z wiarą, bo wiedzieliśmy, że jesteśmy na początku drogi i każde zwycięstwo, czyli jeden szczebel pucharu przyniesie nam, nie powiem, że sławę, ale przynajmniej radość i nam i kibicom. Dlatego podchodziliśmy do rozgrywek bardzo poważnie. Graliśmy wtedy też o awans do II ligi, mieliśmy dobry zespół i to tylko potwierdziło się w pucharze, że z jakimi przeciwnikami potrafiliśmy się zmobilizować i zwyciężyć, a potem dojść do finału i zdobyć puchar.
Właśnie docieramy do wątku finału wówczas z II-ligowym Piastem Gliwice, który w półfinale wyeliminował Lecha Poznań. Jakby Pan opisał tamto spotkanie?
Bardzo nerwowy mecz dla Piasta, ale i dla nas. Wprawdzie na początku się wszystko fajnie układało, prowadziliśmy. Później był taki moment zawahania, gdzie nie strzeliliśmy rzutu karnego (pomylił się śp. Andrzej Salach) i wkradło się trochę nerwowości. Następnie uporządkowaliśmy grę, zespół się spisał świetnie na to, co żeśmy sobie ustalili. Wiedzieliśmy, że zarówno dla Piasta jak i dla nas jest to jeden mecz, to już jest gra o najwyższe cele. Pewnie to na nich i na nas wpłynęło. Może nie graliśmy na pełni swoich możliwości tak jak w poprzednich meczach z Widzewem czy ze Śląskiem Wrocław, ale ta stawka spotkania musiała się odbić. Uważam, że i tak rozegraliśmy całkiem przyzwoity, było to nasze zwycięstwo i radość.
Przede wszystkim była nagroda w postaci dwumeczu z Juventusem Turyn w Pucharze Zdobywców Pucharów. Najpierw chciałbym zapytać, jaka była reakcja zespołu na trafienie na Juventus?
Reakcja mogła być jedna, że gramy z najlepszą drużyną na świecie, w której w składzie jest pięciu mistrzów świata Platini, Rossi, Scirea, Cabrini, dwóch najlepszych piłkarzy na świecie Boniek i wspomniany Platini. W pierwszej kolejności to była radość, że my niedawno III-ligowcy możemy się zmierzyć z najsławniejszą drużyną na globie, wtedy finalista Pucharu Europy. To była nagroda, ja twierdzę, że to była nagroda, za to, że zdobyliśmy Puchar Polski. Myślę sobie dzisiaj, powtarzałem już to wcześniej, że gdybyśmy trafili na inny zespół na przykład z naszych regionów, to pewnie i tak byśmy mieli duże problemy, żeby przejść ten zespół, ale to by nie było nigdy zapisane w historii, że Lechia grała z Juventusem, a teraz właśnie Lechia grała z Juventusem i to była nagroda za to, że nikomu nieznany zespół III-ligowy i w nagrodę dostał mecz ze Starą Damą.
W drugim meczu w Gdańsku padł wynik 2:3. Można było odnieść wrażenie, że we wspomnianym spotkaniu Lechia grała jak równy z równym i różnica klas nie była widoczna na boisku.
Zdecydowanie. Chcę powiedzieć, że czasami mam przyjemność obejrzeć może niecały mecz, ale urywki z tamtego spotkania, szczególnie w Gdańsku. Jestem pełen podziwu dla chłopaków za to, że prezentowaliśmy się fantastycznie w tym meczu. Ważne, że przez moment był dla nas korzystny wynik, a dla nas korzystna była gra, pokazanie się i naszym kibicom, którzy nas fantastycznie dopingowali i podziękowania im za to, że zdecydowali się mimo sromotnej porażki w pierwszym meczu (0:7 w Turynie) przyjść na mecz i zapełnić ten stadion. Daliśmy z siebie wszystko i w 100% się to udało.
Na stadionie przy Traugutta ten mecz oglądało prawie 40 tysięcy widzów, czyli nadkomplet. Niektórzy siedzieli nawet na koronach drzew.
Tak, ale chciałbym zauważyć, że 90% zespołu to byli wychowankowie, więc to też była duża sprawa. Doszli Tadziu Fajfer, Jurek Kruszczyński i Maciek Kamiński, a reszta to, byli wychowankowie Lechii, albo ludzie z naszego województwa. To też pewnie świadczy o czymś, bo porównując dzisiejsze drużyny, które zdobywają puchar kraju, Lechia wcześniej czy Raków to jest mieszanka zawodowców. My byliśmy typowymi amatorami jako bardzo młody zespół. Nie było wtedy kontraktów zawodowych, nie było, wie Pan, takiej euforii czy takich pieniędzy, jakie są dzisiaj. Dlatego tym większa zasługa i chwała chłopakom, za to, że ambicje były wyższe niż pieniądze.
źródło: własne