Czerwona Kartka (Sokół):
Woliński 58’
Info:
Na meczu 80 kibiców Lechii.
Relacja (Lechia.gda.pl):
Teoretycznie najtrudniejszy w tym sezonie sprawdzian musiała przejść dziś Lechia Gdańsk. Choć w kontekście szóstoligowym może to brzmieć cokolwiek śmiesznie, to jednak w szlagierowym meczu czwartej kolejki nasza drużyna spotkała się w Marezie z miejscowym Sokołem. Oba te zespoły w dotychczasowych trzech kolejkach uzyskały komplet zwycięstw (jako jedyne w lidze), miały identyczną różnicę bramek, a liderować Lechii pozwalał jeden strzelony gol więcej. Tak więc na papierze bardzo wyrównane szanse, ale co do postawy graczy z Traugutta można było mieć obawy. W końcu tydzień temu biało-zieloni niemiłosiernie męczyli się z Wisłą Korzeniewo, tę samą, którą Sokół pokonał parę dni wcześniej aż 7:0...
Od pierwszego gwizdka okazało się jednak, że aspirujący ponoć do awansu do V ligi gospodarze nie będą mieli większych szans z gdańską drużyną. Nasza zdolna młodzież wyraźnie przeważała, dużo częściej stwarzając sobie dogodne sytuacje podbramkowe. Potwierdzeniem tego była pierwsza bramka, która padła ok. 35 minuty spotkania i dała Lechii jednobramkowe prowadzenie do przerwy. Gracze Sokoła zaczęli stawać się coraz bardziej nerwowi, przeszkadzało im nawet to, że kibice gdańscy stoją zbyt blisko boiska, ale zdenerwowanie wyrażali też w inny sposób. Efekt - już w kilka minut po rozpoczęciu drugiej połowy jeden z zawodników aktualnego wicelidera otrzymał czerwoną kartkę. Do 80 minuty obraz gry jednak nie ulega większej zmianie. Wtedy kolejna akcja Lechii przynosi wreszcie oczekiwany efekt - prowadzimy 2:0 i już wiemy na pewno, że nie oddamy zwycięstwa. Wiedzą to także gracze Sokoła, którym trafienie to wyraźnie odbiera jakiekolwiek nadzieje i motywację. Skutek tego taki, że nie minęły dwie minuty i po następnej składnej akcji podwyższamy naszą przewagę do 3:0. Chwilę później... sędzia dyktuje jedenastkę dla biało-zielonych. Ciekawostka - to już czwarty kolejny rzut karny dla Lechii podyktowany w czwartym kolejnym jej meczu ligowym. Poprzednie trzy były jednak niecelne. Czy tym razem udało się przełamać? Tak! Zawodnicy i kibice odetchnęli z ulgą. Czterobramkowe prowadzenie nie uległo już zmianie, ale należy podkreślić, że gracze Lechii mimo takiej przewagi do samego końca walczyli strasznie walecznie i ambitnie, kompletnie się nie oszczędzając. Po ostatnim gwizdku otrzymali za to zasłużone brawa i podziękowania.
W Marezie stawiło się jak na razie rekordowo dużo kibiców Lechii, a dokładniej ok. 80. Można porównać to z frekwencją na równolegle rozgrywanym spotkaniu Lechii-Polonii w Gdańsku, na które przyszło 70 osób. Największa grupa "pociągowa" wyjechała z Gdańska jeszcze przed południem i stosunkowo wcześnie dotarła do Kwidzyna. Wielu liczyło na realizację krążącej od tygodnia po Gdańsku legendy, wedle której dziesiątki uzbrojonych po zęby kibiców Rodła Kwidzyn miało szykować komitet powitalny dla gdańskich fanów. Ostatecznie okazało się to oczywiście bajką i w trakcie blisko 6 godzin spędzonych w Kwidzynie i jego bardzo bliskich okolicach nie natrafiono na nikogo, mającego związek z Rodłem, czy jakimś innym klubem. Wyjazdowi towarzyszyła fatalna pogoda, która apogeum beznadziei przybrała właśnie w okolicach meczu - zimno, deszcz i bardzo porywisty, wręcz sztormowy wiatr spowodowały, że niektórzy niechybnie przypłacą to zdrowiem. Mimo to udało się stworzyć ładny doping i to zarówno w pierwszej, jak i drugiej połowie. Powrót na szczęście dość szybki i bezproblemowy.
|