Bohdan Sarnawski był gościem briefingu prasowego przed niedzielnymi 46. Derbami Trojmiasta. - Remis nas nie interesuje - przyznał bramkarz.

Sarnawski jest piłkarzem Lechii od lata, jednak dotychczas ani razu nie pojawił się w mediach. Briefing był jego pierwszym występem przed kamerami. - Nigdy nie miałem żadnego problemu z dziennikarzami, nie o to chodzi. Po prostu nie mam czasu. Mam małą córkę w domu i po meczu szybko wracam do niej, do żony - przyznał.

W zespole cała koncentracja jest już poświęcona na niedzielne derby. - Najpiękniejszy to taki, w którym nie stracimy bramki. Motywacja jest. Takie spotkania to wisienka na torcie. Musimy wygrać, mamy dług do spłacenia wobec kibiców - ocenił i dopytany o to, czy remis będzie dobrym wynikiem odparł: - Nie interesuje nas taki wynik. 

Nigdy nie uczestniczyłem w tak dużych derbach na Ukrainie. Może derby Kijowa pomiędzy Dynamo a Arsenalem, ale Arsenal ma zdecydowanie mniej kibiców, więc nie były to takie derby z prawdziwego zdarzenia. Graliśmy kiedyś w Tel Awiwie, kiedy rozpoczęła się wojna, przy tak dużej publiczności - skomentował.

Umowa Sarnawskiego z Lechią obowiązuje tylko do końca czerwca. Jaka będzie przyszłość bramkarza? - Nie planujemy jeszcze przyszłości. Zostały nam dwa mecze, które chcemy wygrać. O tym myślimy, nie planujemy do przodu. To niemożliwe pojechać na Ukrainę na wakacje. To ryzykowne. Mam nadzieję, że odpocznę z żoną, jak córka pozwoli (śmiech) - powiedział.

 

29-latek w trwającym sezonie zanotował 14 czystych kont. Jaka jest recepta na dobrą formę? -  Łukasz Skowron (śmiech). Dużo pracujemy, robimy swoje i tak to wychodzi - wyjawił.

Ja koncentrowałem się, koncentruje się na sobie. Rozpoczyna się od rozgrzewki — nie interesuje mnie to, co dzieje się na trybunach. Skupiałem się wtedy na swojej robocie. Czy jest 15, czy 20 tysięcy kibiców — oczywiście, to może dodać energii, ale jak kibice na nas gwiżdżą? Jesteśmy przygotowani do tego, to normalne - dodał.

Na koniec dziennikarze zapytali Bohdana o to, czy nauczył się już polskich przepisów drogowych. To nawiązanie do mandatu. - To zdarzyło się obok stadionu. Nie zdawałem sobie sprawy, że można tam tylko tyle jechać. Teraz już wiem, więc jeżdżę 50 kilometrów na godzinę - zakończył.

źródło:  własne