Relacja (Lechia.gda.pl):
Zaskakująco ofensywną i otwartą postawę przyjęli piłkarze Borowiaka Czersk w wyjazdowym spotkaniu z Lechią Gdańsk. Gdyby w ataku dysponowali skutecznymi żądłami, ten wyrównany w przebiegu mecz mógłby zakończyć się zupełnie odmiennym wynikiem. Biało-zielonych należy pochwalić za większą niż ostatnio wolę walki oraz sprostanie stosunkowo wysoko postawionej poprzeczce. Przekonujący rezultat z niebanalnie grającym przeciwnikiem niestety jest rzadkością w wykonaniu lechistów i pod tym względem wynik 3:0 należy docenić.
W składzie Lechii nie mógł pojawić się pomocnik Jakub Wiszniewski, pauzujący za nadmiar żółtych kartek. Pamiętając go z ostatnich meczów ciężko było być zmartwionym tym faktem, dopóki w grze nie ujrzało się zastępującego go Łukasza Ciuciasa. Temu chłopakowi nawet nie chciało się dziś biegać, o staraniu nie wspominając. Wprawdzie asystował przy jedynej bramce w pierwszej części gry, lecz zrównoważyło to koszmarny błąd, gdy w wyniku zabawy z piłką we własnym polu karnym dał ją sobie odebrać i tylko szczęściu zawdzięczać można, że nie skończyło się to golem.
Piłkarze Borowiaka Czersk bez najmniejszych kompleksów przystąpili do bardzo bojowych i poukładanych ataków na bramkę gospodarzy, faworytów spotkania. Już w pierwszych 20 minutach przeciętnej klasy snajper umiałby zrobić użytek z ich co najmniej trzech dogodnych sytuacji. Takiego jednak czerszczanie w swoich szeregach nie posiadali. W prostej dwójkowej akcji ograny został Daniel Pellowski, ale wychodzący naprzeciw Mateusza Bąka napastnik panicznie oddał strzał ze zbyt daleka, który ominął bramkę o kilkanaście metrów. Tego typu sytuacji - składnych i niebezpiecznych, lecz nieudolnie wykańczanych - było więcej. Nieprzepisowo zatrzymując jedną z groźnych akcji Pellowski otrzymał pierwszą żółtą kartkę w 43. seniorskim występie w Lechii!
Nie znaczy to jednak, że lechiści dali się stłamsić. Również atakowali, ale konsekwentnie grająca obrona gości praktycznie nie wpuszczała ich w pole karne. W 10 minucie gry, gdy arbitrzy nie zauważyli kilkumetrowego spalonego, Lechia w ciągu parunastu sekund oddała kilka strzałów - każdorazowo skutecznie zablokowanych przez defensorów. W 19 minucie ładnie szarżował Krzysztof Wilk, wyłożył na 15 metr świetną piłkę Markowi Wasickiemu, jednak strzelec Lechii, mając przed sobą tylko bramkarza, nawet nie trafił w bramkę. To miało prawo się zemścić, ale gdańszczanie byli szybsi - już po chwili Ciucias dośrodkował, a Przemysław Urbański dopadł do futbolówki i wyprowadził Lechię na prowadzenie.
Gra nadal była wyrównana, biało-zieloni często stosowali pułapki ofsajdowe, w które przyjezdni dawali się łapać tak łatwo, jakby nigdy nie słyszeli o takim przepisie. Dopiero w końcówce pierwszej połowy zaistniała na tyle silna dominacja gości, że niektórzy kibice, przyzwyczajeni do łatwych i wysokich wygranych, z niedowierzaniem i oburzeniem obserwowali sytuację na boisku. Ostatnie 3 minuty były wręcz szturmem bramki Lechii - akcje, strzały, rzuty rożne - lechiści byli bezradni. Poratował ich... sędzia, który niespodziewanie odgwizdał przerwę, gdy Borowiak był w środku akcji, 15 metrów od bramki.
Po gwizdku rozpoczynającym drugą część gry Borowiak znów ruszył do przodu, lecz tym razem szybko i dość przypadkowo został skarcony. Paweł Staruszkiewicz wymusił błąd obrońcy, przejął piłkę i podał do niemal samotnego w polu karnym Wasickiego. Reprezentant kadry U-19 łatwo strzelił obok bramkarza i z 14 golami został najlepszym strzelcem Lechii. Goście starali się nie poddawać, ale wszystkie nadzieje definitywnie uciął Urbański, który po dośrodkowaniu Marcina Waniugi, mimo najniższego wzrostu w drużynie, głową przelobował golkipera z Czerska.
Ponieważ nie mający już szans Borowiak stracił trochę na swojej żywotności w ofensywie, więc ostatnie pół godziny przebiegało już pod wyraźniejsze dyktando lechistów. Na listę strzelców powinni wpisać się zwłaszcza Wasicki (mimo gola, skutecznością się nie popisał), Mariusz Bloch (dziś na szczęście rozważniejszy, choć szóstego napomnienia się nie ustrzegł) i Bartłomiej Stolc (tylko jeden gol w czterech ostatnich meczach), jednak wszyscy pudłowali, choć ich okazje były wyśmienite. Wynik do końca nie uległ żadnej zmianie. Drużyna Borowiaka zasłużyła na duże brawa za zaprezentowaną postawę, Lechia również - za wynik i zwiększoną waleczność, choć wszystkim formacjom wciąż można niemało zarzucić.
Poczynaniom piłkarzy w drugiej połowie towarzyszył niezły doping, oczywiście wprost z trybuny krytej, gdzie prawie wszyscy kibice uciekli przed padającym przelotnie deszczem. Na odkrytej, dla odmiany, zaprezentowano po raz pierwszy nową, lecz nie skończoną jeszcze flagę sektorową (30x8 metrów), która sprawiła lepsze wrażenie, niż na zdjęciach. Prawdopodobnie mecz z Borowiakiem Czersk był pożegnaniem do marca 2003 roku z piłką przy Traugutta.
|