Bramka (Błękitni):
Kozubski 88’
Relacja (Lechia.gda.pl):
Po nie stojącym na wysokim poziomie widowisku Lechia dołożyła kolejne 3 punkty do swojego dorobku. O ile w pierwszej połowie gra wyglądała jeszcze przyzwoicie, o tyle drugą należałoby właściwie przemilczeć. Wymowny jest już sam fakt, że lechiści zaledwie zremisowali ją 1:1. Oczywiście z odniesieniem zwycięstwa nie mieli najmniejszych problemów, jednak taka postawa nie przyniosła ostatnio efektu w Kleszczewie i ma małe szanse sprawdzić się za tydzień w Smętowie.
W składzie zaszła jedna zmiana - Michała Kiszkiela zastąpił Tomasz Słabkowski. Błękitni tymczasem już po 40 sekundach gry mogli być szczęśliwi, że nie przegrywają 0:1. Bartłomiej Stolc w dogodnej sytuacji jednak przestrzelił. Dynamizm, z jakim rozpoczęła Lechia, próbując zrehabilitować się za ubiegłotygodniową stratę punktów, zaprocentował szybko. W 6 minucie Przemysław Urbański zacentrował piłkę wprost do Marka Wasickiego, który strzałem głową umieścił ją w siatce. W 19 minucie bramkę dołożył Stolc, ładnym uderzeniem oddanym z 18 metrów, które wpadło tuż przy słupku. Po kolejnych 3 minutach zanosiło się już wręcz na pogrom gości, gdy Wasicki oddał strzał w polu karnym. Kierunek lotu piłki zmienił jeszcze interweniujący obrońca i bramkarz Rafał Jakimowicz był bez szans. Presja lechistów z każdą minutą powoli jednak gasła. Akcje, jak zwykle zresztą, przeprowadzane były głównie prawą stroną, gdzie starali się je zawiązywać Urbański i Paweł Staruszkiewicz. Pierwsza część gry zakończyła się mimo to prowadzeniem 3:0.
W drugiej połowie biało-zieloni jakby zadowolili się bezpieczną przewagą, napotkali też na skuteczniejszy opór ze strony gości ze Starego Pola. Grali również z mniejszym zaangażowaniem i bez większej woli walki. Nic więc dziwnego, że licznik bramkowy zatrzymał się na trzech bramkach i drgnął jeszcze tylko w 62 minucie, gdy Marek Wasicki po akcji Słabkowskiego wyminął golkipera i skompletował już trzeci hat-trick w bieżącym sezonie. Więcej goli dla gdańszczan kibice Lechii nie mogli już oklaskiwać. Nawet gdy piłkarze oddawali strzały na bramkę Jakimowicza, to w większości przypadków były one niecelne. Najładniejszym z nich była potężna bomba Wasickiego w 58 minucie, która trafiła niestety tylko w poprzeczkę. Standardowo małym założeniem były też stałe fragmenty gry (aż 15 rzutów rożnych w całym spotkaniu), nad wykonaniem których należałoby się chyba bardziej skupić podczas treningów. Wraz z zejściem Urbańskiego zawodnikom z trudem przechodziło przebijanie się przez mur obronny Błękitnych, z kolei z piłkarzy rezerwowych pewne ożywienie do gry wniósł tylko Michał Giliga.
Widząc przeciętną dyspozycję gospodarzy, staropolanie zwietrzyli szansę na strzelenie przynajmniej honorowego gola. I dopięli swego. W końcówce gry przeprowadzili kilka groźniejszych akcji i na 2 minuty przed końcem, po podaniu z rzutu wolnego, bramkę uzyskał Adam Kozubski. Ten gol mógł i powinien popsuć humor, gdyż są to straty wręcz karygodne. Nie mszczą się one w takich meczach, jak dzisiejszy, gdzie rezultat jest przesądzony już przed pierwszym gwizdkiem ze względu na klasę rywala, lecz w spotkaniach z przeciwnikami mocniejszymi, bez skrupułów robiącym z takich błędów użytek punktowy. Przekonaliśmy się o tym już wielokrotnie i bez wyciągnięcia wniosków jeszcze nie raz zaznamy goryczy.
W wyniku padającego deszczu kibice w większości przemieścili się na trybunę krytą, gdzie jednak, o dziwo, nie wytworzyła się gorętsza atmosfera, jak to bywało w takich przypadkach w przeszłości. Wszyscy wygodnie się rozsiedli i w spokoju obejrzeli średnio porywające spotkanie. Do końca rundy jesiennej pozostały już tylko trzy kolejki.
|