Raport meczowy: Lechia Gdańsk - Olimpia Sztum | Kolejka 12 | 2003/04 IV Liga - Gr. pomorska |
2003/04 IV Liga - Gr. pomorska |
Lechia Gdańsk | vs | Olimpia Sztum |
2 | 0 |
Data meczu: sobota, 18 październik 2003 | ||
Godz. meczu: 15:00 h | ||
Stadion: Stadion T29 w Gdańsku | ||
Sędzia: Dawid Piasecki | ||
Widzów : 2.500 |
Bramkarz | |
|
|
Obrońca | |
|
|
Pomocnik | |
|
|
Napastnik | |
|
Pierwszy trener | |
|
|
|
|
|
|
Żółta Kartka (Olimpia):Bykowski Czerwona Kartka (Olimpia):82’Mazurek Skład (Olimpia):Jachimowski - Barnat, Ratajczyk, Mazurek, Twardowski (90’Jasiński), Herold (87’Korda), Bartoszewicz, Cierlicki (73’Podbereżny), Manuszewski, Wilmański, Bykowski (90’Pajdzik) Relacja (Lechia.gda.pl):Wbrew zapowiedziom, Lechii nie udało się zmobilizować na trzeci kolejny mecz z rywalem z czołówki. Biało-zieloni na szczęście jednak zwyciężyli i to nawet bez utraty bramki, co po raz ostatni w meczu domowym zdarzało im się w sierpniu. Dzięki temu zachowają ligowe przodownictwo na co najmniej kolejny tydzień, dzięki temu odskoczyli też na dalszą odległość od drużyn znajdujących się w tabeli poniżej drugiej Gedanii Gdańsk. Pierwszą bramkę lechiści zdobyli dopiero 22 minuty przed końcem spotkania z rzutu karnego, o którego podyktowanie pretensje miał szkoleniowiec gości. Swoimi niezbyt uzasadnionymi żalami aż wzburzył Jerzego Jastrzębowskiego, zadowolonego z postawy swojego zespołu i zaprezentowania przez Lechię piłkarskiego charakteru. Olimpia wyszła na boisko spięta i przestraszona. Popełniała błędy w obronie, nie potrafiła przytrzymać piłki na dłużej niż kilkanaście sekund, parokrotnie też traciła ją na 30 metrze, dając lechistom okazję do stworzenia groźnej sytuacji. Ci jednak dobrodusznie równie szybko te akcje niweczyli. Sztumianie z każdą minutą nabierali pewności siebie i konstruowali coraz groźniejsze ataki. Niebezpieczne były zwłaszcza dośrodkowania w pole karne, pozostające na szczęście bez finalizacji. Na pewien czas goręcej pod bramką Wojciecha Jachimowskiego zrobiło się od 19 minuty, a rozpoczęło się od faulu Sebastiana Ratajczyka na Zbigniewie Kobusie. Rzut wolny z 17 metrów wykonywał Tomasz Borkowski. Strzelił minimalnie nad poprzeczką i chyba był tak zadowolony z efektu, że do końca meczu nie dopuścił już do wykonywania wolnych nikogo innego (fakt, że w 67 minucie trafił z tego stałego fragmentu w poprzeczkę). W 21 minucie Kobus niecelnie uderzał po podaniu z prawej strony od Janusza Melaniuka, a sekundy później miał jeszcze lepszą okazję. Po akcji Szutowicza zbyt lekko trącił piętą piłkę, a ta - ku rozczarowaniu publiki - przeturlała się centymetry obok słupka. Coraz groźniejsi stawali się goście. Radosław Bartoszewicz potwierdził swój nieprzeciętny talent - prowadził grę, był szybki i potrafił tak dryblować, że nawet tacy doświadczeni piłkarze jak Borkowski czy Marcin Kaczmarek dawali się ogrywać na małej przestrzeni (24 minuta). W 36 minucie przyjezdni mogli, a nawet powinni objąć prowadzenie po indywidualnej akcji Nikodema Twardowskiego. Drogę do bramki otworzyło mu poślizgnięcie się Pawła Żuka, dzięki czemu sztumianin odważnie ruszył w kierunku Mateusza Bąka i oddał strzał, który trafił w słupek. Piłka wróciła pod jego nogi, ale na szczęście dobitka okazała się już bardzo niecelna. W 41 minucie Tomasz Mazurek bardzo groźnie główkował po wykonywanym przez Sebastiana Cierlickiego rzucie rożnym. W natychmiastowej odpowiedzi Kobus zagrał do Melaniuka, któremu piłkę dosłownie dwa metry od bramki wybił na rzut rożny Ratajczyk. W końcówce Olimpia przycisnęła, chociaż gdy sędzia zakończył grę, w środku akcji byli akurat gdańszczanie... Lechia nie forsowała tempa, grała ospale, notowała mnóstwo strat. Pod względem włożonego zaangażowania była to zupełnie inna Lechia, niż ta z meczów z Orkanem i Gedanią. W drugiej linii pozytywniej wyróżniał się Melaniuk, który zanotował kilka skutecznych odbiorów pod własnym polem karnym, potrafił też z prawej strony parokrotnie stworzyć niebezpieczeństwo. Dla odmiany operujący w środku Borkowski z Widzickim głównie tracili kolejne piłki. Podobnie atak - Kobus tylko się przewracał, a Szutowicz w czterech ostatnich spotkaniach zdobył zaledwie jedną bramkę, znów jakby się trochę zablokował. Operujący na lewej stronie pomocy Żuk nie otrzymywał kompletnie żadnych podań i dlatego pierwsze dośrodkowanie wykonał dopiero w 37 minucie. Można się było domyślać, że w drugiej połowie Lechia błyskawicznie zaatakuje rywala i tak też się stało. W ciągu pierwszych 200 sekund gospodarze oddali aż trzy celne strzały, podczas gdy przed przerwą ta sztuka nie udała im się ani razu. Wszystkie były jednak niestety zbyt lekkie, żeby mogły zaskoczyć bramkarza przyjezdnych. Przełomowym momentem spotkania było wejście na boisko w 57 minucie Przemysława Urbańskiego, który nadał atakom Lechii dynamizmu i energii. Już w pierwszym kontakcie z piłką popisał się bardzo udaną akcją, ale piłka po strzale Szutowicza została zablokowana. W 67 minucie Urbański znów dośrodkował z lewej strony, a Cierlicki nieopatrznie zagrał piłkę ręką w polu karnym. Fatalny błąd grającego trenera sztumian, wszak w jego najbliższym otoczeniu nie było żadnego lechisty. O dziwo do jedenastki podszedł Kobus - piłkarz, który w meczu z KP Sopot nie wytrzymał próby nerwów, co ostatecznie zaważyło na przegranej Lechii. Tym razem wygrał jednak rywalizację z pięć lat młodszym Jachimowiczem i Lechia objęła prowadzenie. Pięć minut później rozgrywający przeciętny mecz Widzicki popisał się piękną akcją, która ostatecznie pogrzebała Olimpię. Z prawej strony ruszył po delikatnym łuku w kierunku środka pola karnego, jakby wolnym korytarzem, gdyż żaden z defensorów nie potrafił stanąć mu na drodze. "Widzik" rozpędził się i z 15 metrów potężnie huknął prosto pod poprzeczkę. 2:0 dla Lechii! Stłamszona w drugiej odsłonie Olimpia końcówkę grała w osłabieniu. W 80 minucie sędzia Dawid Piasecki pokazał żółty kartonik Kaczmarkowi, a Mazurkowi nawet od razu czerwony. Sztumianin był wyjątkowo zaskoczony, wraz z kolegami otoczył arbitra, wszyscy wskazywali na sędziego asystenta. Słupski sędzia jeszcze przez kilkadziesiąt sekund konsultował tę decyzję, wyglądało jakby miał ją za moment zmienić, ale ostatecznie wyprosił wściekłego Mazurka z boiska. - Nie wiem o co dokładnie chodziło. Będę musiał poprosić sędziego o wyjaśnienia - mówił obserwator Pomorskiego ZPN, Jerzy Kacprzak. Jak się dowiedzieliśmy, Kaczmarek obraził Mazurka słownie, a ten zrewanżował się nieparlamentarnym gestem. Z dwubramkową przewagą i przeciwko dziesięciu rywalom Lechia nie miała już najmniejszego prawa stracić punktów. Olimpia też była już bezsilna, chociaż dwie minuty przed końcem Twardowski mógł jeszcze zanotować honorowe trafienie, z bliska strzelił jednak niecelnie. Pretensję o tę sytuację mieli do siebie nawzajem Bąk i Kaczmarek. Wcześniej, w 70 minucie Bąk udanie wybronił strzał Jacka Bykowskiego. W drugiej połowie jednak zdecydowaną przewagę miała już Lechia, przejawiająca już znacznie więcej lepszej gry i chęci wygrania tego meczu. Zwyciężyła zasłużenie, chociaż mało przekonująco. Tym razem dość burzliwy przebieg miała pomeczowa konferencja prasowa z udziałem trenerów obu drużyn. Markotny Radosław Szczuchniak, trener drużyny gości, więcej niż na temat postawy swojej drużyny opowiadał o pracy arbitrów. - "Pierwsza połowa układała się dla nas bardzo dobrze, ale zabrakło szczęścia. W drugiej na boisko wyszedł inny sędzia, ale nie chcę się na ten temat szerzej wypowiadać" - mówił. - "Jak to inny, mnie się wydawało, że po przerwie sędziowała ta sama osoba" - drwił trener Lechii, Jerzy Jastrzębowski. - "Prawda jest taka, że znam kilku zawodników Olimpii jeszcze z czasów trenowania drugoligowej Pomezanii i wiem, że potrafią grać bardzo nieodpowiedzialnie, wręcz brutalnie. Zbyszek Kobus ma całe nogi poharatane od ich interwencji. Goście przegrali głównie dlatego, że nie wytrzymali tego spotkania kondycyjnie, w drugiej połowie po prostu opadli z sił. To był dla nas ciężki mecz, ale nasze zwycięstwo jest zasłużone. W szatni powiedziałem zawodnikom, że wartość zespołu poznaje się właśnie w trudnych momentach i mimo nie najlepszej gry przed przerwą, później lechiści pokazali charakter. Cieszę się, że Urbański wniósł tyle do gry. Oznacza to, że rywalizacja w naszej kadrze wzrasta". Na koniec znów powrócono do sędziowskiego wątku zawodów. - "Trzeba traktować zawodników na równi. Jeśli toczy się potyczka słowna, a jeden piłkarz dostaje żółtą kartkę, natomiast drugi czerwoną, to coś tu jest nie tak. Albo ta sytuacja z rzutem karnym... No ale pewnych rzeczy nie przeskoczymy" - ciągnął Szczuchniak. - "Nie rozumiem o czym pan mówi, czy pan coś sugeruje?" - dopytywał się podirytowany już takimi stwierdzeniami trener Lechii. - "Nie, skądże" - obrażonym tonem odparł trener sztumian. - "No to o co panu chodzi?" - Jastrzębowski ciągnął za język swojego znacznie młodszego kolegę po fachu. - "Na wyniku zaważył rzut karny. Ręka była, nie przeczę, ale jako sędzia bym tego nie gwizdnął" - upierał się przy swoim trener gości. Nie potrafił jednak wytłumaczyć tych przemyśleń reszcie zebranych. |