Raport meczowy: KP Sopot - Lechia Gdańsk | Kolejka 19 | 2003/04 IV Liga - Gr. pomorska |
2003/04 IV Liga - Gr. pomorska |
KP Sopot | vs | Lechia Gdańsk |
1 | 1 |
Data meczu: niedziela, 21 marzec 2004 | ||
Godz. meczu: 14:00 h | ||
Sędzia: Szymon Kaczmarek | ||
Widzów : 2.500 |
Bramkarz | |
|
|
Obrońca | |
|
|
Pomocnik | |
|
|
Napastnik | |
|
Pierwszy trener | |
|
|
|
|
|
|
Bramka (KP Sopot):Szymura 70’głową Żółta Kartka (KP Sopot):Berlik, Olszewski, Szabłowski Skład (KP Sopot):Szczypior - Badzmierowski, Berlik, G.Motyka, Łukaszewski (70’Głos), Szymura, Olszewski, Kozłowski, Pietrzyk (59’Zabłotny), Szabłowski (78’Szczechowiak), Kazubowski (89’Łepkowski) Relacja (Lechia.gda.pl):Wielu kibiców gdańskiej Lechii wybrało się do Sopotu, by na obiekcie miejscowego Ogniwa zobaczyć, jak ich ulubieńcy rewanżują się na drużynie KP Sopot za srogą porażkę z rundy jesiennej. Podopieczni trenera Jerzego Jastrzębowskiego sprawili jednak spory zawód swoim wielbicielom, dopingującym ich w sile dwóch tysięcy gardeł pomimo silnego, chłodnego wiatru. Choć lechiści posiadali przewagę od pierwszego do ostatniego gwizdka sędziego, to na własne życzenie nie wrócili z Sopotu z kompletem punktów. Mało tego, niewiele zabrakło, żeby biało-zieloni nie osiągnęli żadnej zdobyczy, gdyż w drugiej połowie to gospodarze objęli prowadzenie. W podstawowej jedenastce drużyny faworyta, w porównaniu z meczem sprzed tygodnia, zaszła jedna zmiana - zamiast Roberta Morki na prawej obronie zagrał powracający po kontuzji Marcin Gąsiorowski. Goście zaczęli dyktować warunki na boisku od pierwszych sekund. Już w pierwszej minucie spotkania sygnał do natarcia na bramkę rywali dał strzałem z dystansu Maciej Kalkowski. Niestety posłał piłkę nad poprzeczką. Lechiści atakowali jednak dalej. W 3 minucie dośrodkowanie Marka Szutowicza wyłapał bramkarz sopocian, a w 6 minucie pozycji spalonej Jakuba Gronowskiego dopatrzył się sędzia linowy, z czym nie mogli pogodzić się fani Lechii siedzący tuż za jego plecami. Ta, oraz kilka innych kontrowersyjnych decyzji arbitrów spowodowały dość gorącą atmosferę w sektorze gości, gdzie głośno komentowano jego pracę. Mimo wszystko wydawało się, że tylko kwestią czasu jest kiedy worek z bramkami dla biało-zielonych się rozwiąże. W 15 minucie słaby strzał z dystansu oddał Kalkowski, którym nie mógł zaskoczyć pewnie dziś broniącego Tomasza Szczypiora. Chwilę później pierwszą sytuację podbramkową mieli gospodarze, jednak naciskany przez Sławomira Matuka napastnik strzelił bardzo niecelnie. W 20 min. gry spory argument na to, by w następnym meczu w bramce biało-zielonych wystawić Mateusza Bąka, dał trenerowi Jastrzębowskiemu Piotr Opuszewicz. Najpierw skiksował chcąc wykopać podawaną mu przez Marcina Kaczmarka piłkę, a gdy podbiegł do niej jeden z sopocian, golkiper Lechii złapał ją, za co arbiter zawodów podyktował rzut wolny pośredni dla naszych rywali. Na szczęście Grzegorz Motyka najpierw trafił w mur, a dobitka gospodarzy minęła bramkę "Opucha" o kilka metrów. Po tym zdarzeniu znów obudzili się lechiści. W 22 min. groźnie uderzał Marek Widzicki, a 5 min. później bardzo bliski strzelania gola był Janusz Melaniuk. Otrzymał on w polu karnym podanie od Szutowicza, a piłka po jego strzale z półobrotu tylko dzięki świetnej paradzie bramkarza KP Sopot odbiła się od poprzeczki i wyszła w pole. W 33 min. najaktywniejszy w tym meczu Kalkowski przeprowadził piękny rajd prawą stroną boiska gubiąc po drodze kilku rywali, jednak jego dośrodkowanie nie znalazło swojego adresata - piłkę przejęli obrońcy KP. Kilka minut później prosto w bramkarza strzelił z rzutu wolnego Tomasz Borkowski, a w 38 min. kolejną nieudaną interwencję zaliczył Opuszewicz, który po prostym do obrony strzale z dystansu kompletnie się pogubił i wyekspediował futbolówkę na rzut rożny. W pierwszej części gry goście byli zdecydowanie stroną dominującą, przy czym zerowe konto bramkowe po ich stronie stawało się coraz bardziej niepokojące. W drugiej połowie obraz gry się nie zmienił. Na skrzydłach nadal szalał Kalkowski, ale napastnicy nadal nie potrafili skorzystać z jego podań. Najbardziej rozregulowany celownik miał dziś jednak aktywny w ofensywie Widzicki, który nie potrafił ulokować piłki w siatce nawet z pięciu metrów, stojąc przed samym bramkarzem. Tak właśnie było w 52 min. po dośrodkowaniu z rzutu rożnego wprowadzonego w przerwie Marka Wasickiego. Dwie minuty później kibice już prawie cieszyli się z bramki dla Lechii. Paweł Żuk strzelił z dystansu półgórną piłkę, ta odbiła się jeszcze przed bramkarzem, który nie zdołał jej opanować. Dopadł do niej Szutowicz, jednak zamiast strzelać, poprowadził ją do linii końcowej, gdzie dopadli go obrońcy z Sopotu, skutecznie przerywając atak biało-zielonych. W 58 min. i 59 min. dwa razy uderzał Widzicki, za każdym razem jednak piłka o kilka metrów mijała bramkę, co mocno zaczęło irytować widzów w biało-zielonych szalach. Perspektywa remisu stawała się coraz realniejsza. Po kolejnych dwóch minutach znów dośrodkowywał "Kalka", ale ani Szutowicz, ani Widzicki nie potrafili przebić bloku defensywnego Sopotu. W 66 min. "Szuto" z kolei znalazł się z piłką po prawej stronie pola karnego gospodarzy i mając świetnie ustawionych Kalkowskiego i Wasickiego zdecydował się jeszcze bardziej podciągnąć pod linię końcową. Atakowany przez stopera Sopotu wybiegł jednak z piłką poza boisko. Zaledwie minutę później kolejnej stuprocentowej sytuacji nie wykorzystał Melaniuk - stojąc ok. 7 metrów od bramki uderzył na tyle nieczysto, że futbolówka poleciała daleko obok twierdzy Szczypiora. W 69 min. gry po raz kolejny w tym meczu ostro w pole karne z lewej strony piłkę wstrzelił Kalkowski, ta jednak ugrzęzła między nogami zawodników obu drużyn, po czym została wybita przez obrońców gospodarzy. W okresie kiedy Lechia miała miażdżącą przewagę, około 40 m. od bramki Opuszewicza, blisko linii bocznej został sfaulowany jeden z graczy miejscowych. Po długim crossowym przerzucie z rzutu wolnego do piłki wyskoczył Adam Szymura i precyzyjnym strzałem głową przy samym słupku umieścił piłkę w bramce biało-zielonych. Potwierdziła się zasada, że niewykorzystane sytuacje się mszczą. Szanse na zwycięstwo graczy z Traugutta zostały ograniczone do minimum. Co gorsza, bardzo realna stała się powtórka z ubiegłego roku - porażka z KP Sopot. Po utracie gola, niesieni głośnym dopingiem kibiców, lechiści rzucili się do odrabiania strat. Ich ataki stały się jednak szarpane i chaotyczne. W 74 min. dogodnej sytuacji nie wykorzystał Szutowicz, który dostał dobrą prostopadłą piłkę między dwóch obrońców, jednak jego strzał z daleka znacznie minął bramkę. Trzy minuty później mogło być już 2:0 dla Sopotu, co oznaczałoby niemal pewną porażkę faworyta. Groźnie z rzutu wolnego uderzał Grzegorz Motyka, z czym Opuszewicz miał niemałe kłopoty. W 78 i 80 min. znów zaatakowali gracze Lechii, jednak Jakub Wiszniewski "podał" piłkę sopockiemu bramkarzowi do rąk, a Kalkowski za głęboko dośrodkowywał i znów górą był Szczypior. Chwilę później po lewej stronie boiska z piłką znalazł się znowu kiepsko grający dzisiaj Wasicki. Dość niemrawo wpadł z nią w pole karne, gdzie został sfaulowany przez gracza z Sopotu i wywalczył rzut karny! Do piłki podszedł Kalkowski i strzałem po ziemi przy słupku umieścił piłkę w siatce - 1:1! Mało brakowało, a uderzenie obroniłby Szczypior, jednak piłka prześlizgnęła się pod jego rękami niczym Oliverowi Kahnowi w niedawnym meczu Bayern - Real. Na trybunach zapanowała wielka radość i nadzieja, że uda się jeszcze wygrać. Głośne "jeszcze jeden, jeszcze jeden" słychać było chyba w całym Sopocie. W 89 min. przed szansą stanął Widzicki, jednak - do czego zdążył już dziś przyzwyczaić kibiców - uderzył bardzo niecelnie. Chwilę później sędzia zagwizdał po raz ostatni. Mecz przedłużył zaledwie o dwie minuty, co było o tyle dziwne, że wcześniej przynajmniej tyle samo zajęło sprzątanie boiska z serpentyn, a minimum 3-4 minuty przeznaczone były na zmiany oraz przerwy spowodowane kontuzjami zawodników. Choć lechiści uratowali się przed porażką, to po dzisiejszym spotkaniu pozostaje ogromny niedosyt. Gdyby wykorzystali chociaż połowę stuprocentowych okazji, wygraliby co najmniej trzema bramkami. A tak, znów na plecach czuć oddech Gedanii, mającej do lidera już tylko 3 punkty straty. Aż strach myśleć, co będzie, jeśli w majowym meczu z o wiele bardziej wymagającą Gedanią lechiści zaprezentują równie fatalną skuteczność. Jedno jest pewne - trener Jastrzębowski musi zaaplikować swoim podopiecznym solidną dawkę treningu strzeleckiego. |