Relacja (Lechia.gda.pl):
Czwarta w lidze Pogoń Smętowo, która przyjechała do Gdańska z zamiarem wywalczenia przynajmniej remisu, powróciła w rodzime strony z bagażem siedmiu straconych goli. Był to kolejny mecz z gatunku - byle do pierwszego, a najpóźniej drugiego gola, po którym rywale tracą resztki nadziei na korzystny rezultat i przestają stawiać opór. Lechiści rozgromili kolejnego przeciwnika, w szóstym ligowym meczu z rzędu zdobywając powyżej pięciu bramek. Jeśli za tydzień sięgną po komplet punktów w Czersku, upragniony awans do IV ligi stanie się faktem!
Ulga nadeszła dopiero w 29 minucie gry, kiedy trzeci rzut rożny wykonywał Paweł Żuk. Dośrodkował na szósty metr, gdzie Marek Widzicki wyskoczył do piłki wyżej niż dwóch kryjących go obrońców i trafił w samo okienko bramki. Wcześniej lechistom nie szło najlepiej, głównie ze względu na niecelność oddawanych strzałów oraz postawę przyzwoicie i zdecydowanie spisujących się w obronie gości. Sławomir Manuszewski już na początku spotkania faulem z pogranicza brutalności dał Lechii sygnał, że nikt ze smętowskiej drużyny nie zamierza padać przed gdańszczanami na kolana. Brak w tej sytuacji choćby żółtej kartki rozwścieczył trenera Jerzego Jastrzębowskiego, który jeszcze rok temu trenował Manuszewskiego w Unii Tczew.
Zatrzymajmy się jeszcze przy pierwszej pół godzinie gry. Na dobrą sprawę Lechia już w drugiej minucie powinna objąć prowadzenie, gdy z bliska uderzał Bartłomiej Stolc i mimo że Widzicki dostawił jeszcze głowę, to piłka w tym nieprawdopodobnym zamieszaniu pofrunęła jakimś cudem nad poprzeczką. W dalszej kolejności zza "szesnastki" często uderzał Jakub Wiszniewski, któremu rywale zostawiali przed polem karnym bardzo dużo miejsca. Zupełnie jakby z góry wiedzieli, że żaden z tych strzałów nie trafi niestety w światło bramki. Swoimi nietuzinkowymi akcjami błyszczał w niej Przemysław Urbański, najładniejszą przeprowadzając w 19 minucie, gdy pędząc środkiem pola omijał kolejnych rywali, ale przy uderzeniu zabrakło mu już precyzji.
Wszelkie próby ataków gości niweczone były z dala od bramki przez bardzo szczelną tego dnia defensywę Lechii. Dopiero po stracie gola przyjezdni zdołali dojść do dogodniejszych pozycji strzeleckich, ale ciężko powiedzieć w co celowali, bo chyba nie w bramkę. Jedno z uderzeń wylądowało nawet na aucie. Dwie minuty przed przerwą lechiści dobili rywala po zasługującej na słowa uznania akcji, chociaż nie mającej prawa zakończyć się powodzeniem bez pasywnej postawy obrońców ze Smętowa. Z prawej strony z odległości 30 metrów wysokie dośrodkowanie w pole karne posłał Urbański. Marek Szutowicz świetnie odegrał piłkę głową do wychodzącego na czystą pozycję Bartłomieja Stolca, a ten nie zmarnował tak wyśmienitej okazji.
Nawet jeśli w szatni smętowianie byli jeszcze w stanie zmotywować się do walki, to nadzieje te wybił im z głowy już w trzeciej minucie po przerwie wprowadzony chwilę wcześniej na boisko Janusz Melaniuk, wbijając futbolówkę "szczupakiem" pod poprzeczkę. Dalsze wydarzenia potoczyły się szybko. Często próbujący w tym meczu prostopadłych zagrań Stolc właśnie w ten sposób uruchomił Wiszniewskiego, który podał pod bramkę do Szutowicza i w 55 minucie Lechia prowadziła już 4:0. Po ośmiu minutach swojego drugiego gola uzyskał Widzicki, tym razem dzięki wydatnej pomocy bramkarza Janusza Dębskiego, który przepuścił pod pachą jego płaskie uderzenie w krótki róg.
Lechiści posiadali zdecydowaną przewagę, w pełni kontrolując sytuację, podczas gdy goście nawet nie starali się już siać jakiegokolwiek zagrożenia. Aktywnie, chociaż niekiedy jakby zbyt samolubnie, poczynał sobie Stolc, który efektownie dryblował, zagrywał, dynamicznie ruszał na bramkę. Mając niewiele pracy w obronie, często do przodu wychodził Krzysztof Bartoszuk, w 73 minucie popisując się świetnym, choć niestety niecelnym strzałem. Przed okazjami na zdobycie gola stawał także Szutowicz, ale strzelecki impas przełamał dopiero 8 minut przed końcem rezerwowy Bartłomiej Giruć, który bardzo dobrze odnalazł się w zamieszaniu podbramkowym i podwyższył na 6:0.
Po tym golu zawodnicy Pogoni postanowili uzyskać honorowe trafienie. W 83 minucie zaatakowali, będąc w przewadze czterech na trzech. Kapitan Piotr Raniszewski zdecydował się na strzał jeszcze przed polem karnym i chociaż był on przedniej marki, to Mateusz Bąk przepięknie go wybronił, doprowadzając do rzutu rożnego. Goście w końcówce zupełnie zapomnieli o grze obronnej, co w ostatniej minucie skwapliwie wykorzystał duet bramkostrzelnych napastników Lechii. Stolc podał do Szutowicza, który udanie wyminął w polu karnym bramkarza i trafił do pustej bramki. Lechia wygrała 7:0, w takim samym stosunku, w jakim odprawiła piąte w lidze Żuławy Nowy Dwór Gdański.
Decyzją Pomorskiego Związku Piłki Nożnej sektory naprzeciwko trybuny krytej zostały zamknięte dla publiczności. Kibice rozsiedli się więc na łukach, głównie tym od strony nieczynnego już od lat zegara. Niektórzy próbowali rozkręcać doping, ale większość nie miała na to ochoty. Nie zachęcała ani pogoda, ani niezbyt emocjonujący przebieg meczu.
|