Czerwona Kartka (Nadmorzanin):
Pawłowski 15’
Relacja (Lechia.gda.pl):
Dobrnęliśmy do teoretycznego końca rundy jesiennej. Szybko, gdyż mecz z Nadmorzaninem Stegna był dopiero jedenastym ligowym z kolei ale A-klasa nie jest zbyt liczna. Dlaczego teoretycznego? Bowiem w najbliższym miesiącu Lechia rozegra jeszcze dwa mecze pucharowe i przynajmniej jeden A-klasowy awansem z rundy wiosennej.
Lechia rozpoczęła w dość ciekawym zestawieniu: 1. Mateusz Bąk - 2. Krzysztof Bartoszuk, 3. Tomasz Słabkowski, 15. Daniel Pellowski, 16. Mariusz Bloch - 17. Marek Kowalski (46' Jakub Wiszniewski), 5. Michał Giliga (65' 8. Lech Kaniszewski), 18. Przemysław Urbański, 13. Marcin Waniuga - 7. Bartłomiej Stolc, 11. Marek Wasicki (46' 9. Łukasz Paulewicz). W podstawowym składzie trener Małolepszy nie wystawił dwóch głównych ogniw drugiej linii - Paulewicza i Wiszniewskiego. Mówi się o trzech powodach - po pierwsze o oszczędzaniu tych graczy na niedzielny mecz juniorów starszych z liderem - Polonią Gdańsk, po drugie o ostrożności wynikającej z możliwej absencji tych graczy po kolejnej żółtej kartce, wreszcie po trzecie o ukaraniu ich tym za nie przykładanie się do treningów... Umożliwiło to debiut w pierwszej jedenastce zawodnikowi rocznika 1984 - Markowi Kowalskiemu. Lechia rozpoczęła od zdecydowanych ataków, które pierwszy skutek przyniosły w 7 minucie - Mariusz Bloch przymierzył idealnie przy słupku zza pola karnego - 1:0. W 16 minucie Stolc niewątpliwie strzeliłby do prawie pustej bramki, gdyby obrońca Nadmorzanina, Krzysztof Pawłowski... nie wykonał efektownej parady, wybijając piłkę ręką. Decyzja sędziego mogła być tylko jedna - czerwień i rzut karny. Zagranie zawodnika było bezmyślne, gdyż Pellowski i tak wykorzystał jedenastkę, a goście musieli grać w osłabieniu niemal przez cały mecz. Gdańszczanie przeprowadzali nieustanne ataki, co chwilę któryś lechista oddawał groźny strzał. Waniuga, Wasicki, Bloch, Giliga w końcu jednak po ładnej akcji prawą stroną Bartoszuka, skutecznie dobijał Bartek Stolc i... tym samym rozpoczął swój koncert. W 29 minucie Michał Giliga głową z dosłownie metra skierował piłkę do bramki. 4:0. Trzy kolejne gole, które padły jeszcze przed przerwą, były autorstwa wyłącznie Stolca! Potrafił trafić zarówno nogą, jak i głową, tego dnia udawało mu się wszystko. W przeciwieństwie do partnera z ataku, Marka Wasickiego, który niekiedy asystował ale jako snajper koszmarnie zawodził. 7:0 do przerwy z grającym "w dziesiątkę" Nadomorzaninem dawało nadzieję na wysokie zwycięstwo w drugiej odsłonie.
Dwie minuty po wznowieniu gry - drugi rzut karny, tym razem wykorzystany przez Wilka. Widać że lechiści niemoc w trafianiu z jedenastek mają już za sobą. Biało-zieloni wciąż napierali z całym impetem, ale przez kilkanaście minut utrzymywał się wynik 8:0. W 59 minucie znów przypomniał o sobie Stolc, zdobywając gola po dokładnym dograniu z prawej strony Wiszniewskiego. Minęły cztery minuty i Bartek Stolc miał już na koncie swoją szóstą bramkę! Podwójny hat-trick to zdecydowanie niecodzienny wyczyn, zasługujący na słowa uznania. W 70 i 75 minucie po golu zaliczyli oszczędzani Wiszniewski z Paulewiczem i na kwadrans przed końcem wynik brzmiał już 12:0. Brakowało tylko trzech trafień do pobicia rekordu klubu. Piłkarze tak bardzo chcieli tego dokonać i tak bardzo się spieszyli, że... nie wyszło. Kilka zaprzepaszczonych okazji i mimo że na dwie minuty przed końcem Lech Kaniszewski wreszcie się przełamał i dołożył jeszcze jednego gola, to na więcej nie starczyło już czasu. Okazji na te dwie dodatkowe bramki w całym meczu było mnóstwo ale niestety nie wyszło. Nie ma się jednak co przejmować, okazja ku temu będzie jeszcze na pewno niejedna, a my dziś i tak oglądaliśmy bardzo dobry mecz w wykonaniu naszych piłkarzy. Gości stać było na zaledwie jedną groźną akcję, w której powinna zresztą paść bramka, jednak napastnik ze Stegny fatalnie spudłował z kilku metrów.
Trzy godziny przed meczem na Traugutta odbyło się spotkanie Lechii-Polonii. Ok. 150 osób w przenikliwym zimnie i marnej atmosferze obejrzało mecz trzecioligowców i równo z ostatnim gwizdkiem szybko uciekło do domów. Godzinę później zaczęło się coś dziać... Powoli zaczęli zbierać się prawdziwi kibice Lechii, zaczęły pojawiać się kolejne flagi, nawet pogoda okazała sympatię i po raz pierwszy zza chmur wyszło słońce. W całym mieście rozwieszono plakaty informujące o meczu i ogółem przyszło ponad 700 kibiców, którzy ustanowili tym samym kolejny rekord frekwencji przy Traugutta. A przecież to szósta liga. To jednak nie wszystko. Tym razem było co najmniej wyjątkowo. Od pierwszych minut utworzył się kilkuset osobowy "młyn", który cały mecz donośnie dopingował klub i piłkarzy. Mało tego, w drugiej połowie odpalono kilkanaście bardzo efektownie wyglądających rac. Szkoda że część z nich rzucono w okolice murawy, narażając klub na niepotrzebne kary finansowe ale i tak ludzie przecierali oczy ze zdumienia, gdyż tak pozytywnej atmosfery nie widziano na tym stadionie od lat. Dodatkowo znów zebrano wśród wszystkich widzów kwotę blisko tysiąca złotych. Znakomita oprawa meczu, znakomita postawa piłkarzy, znakomity klimat, oby nic nie zdołało tego zepsuć.
|