Skład (Pogoń):
Piechota - Ł.Łapigrowski, Malek (46’Świętek), Trawiński, Mach, Władyka, Kierszka, A.Hebel, Kłos, Frącek (25’Gaffke), P.Łapigrowski
Info:
Na meczu 400 kibiców Lechii. 0:3 vo. ze względu na grę nieuprawnionego zawodnika w drużynie Pogoni.
Relacja (Lechia.gda.pl):
Wyglądało to bardzo niewesoło. W 53 minucie sędzia główny z Malborka odgwizdał koniec meczu i wraz z asystentami oraz piłkarzami obu drużyn opuścił plac gry. Pewne trzy punkty - jak mogło się wydawać, bowiem faworyt już w pierwszej połowie osiągnął dwubramkowe prowadzenie - stanęły pod znakiem zapytania. Na trybunach stadionu Pogoni chaos panował już od kilku minut, gra była przerwana w oczekiwaniu na rozwój sytuacji, ale arbiter stracił cierpliwość, gdy kibice po raz drugi wtargnęli na murawę, już na znacznie poważniejszą skalę. Zakończenie zawodów teoretycznie jest nieodwołalne, ale mediacje trenera Jastrzębowskiego oraz dyrektora Jenka z sędzią i obserwatorem, a następnie kapitanów drużyn z kibicami zakończyły się sukcesem. Spotkanie dokończono, tyle że zdołowanym lechistom w tej sytuacji odechciało się grać - utrzymali tylko dający im siedem punktów przewagi nad wiceliderem wynik.
Dziwne, że Pogoń Lębork, której przecież ze względu na nie tak dawne doświadczenia trzecioligowe nie sposób porównywać na przykład do Sparty Sycewice, przygotowała się do tego meczu tak żenująco pod względem organizacyjnym. Ochrony na obiekcie nie było prawie wcale, a porządku pilnowały tylko oddziały policji, rażące brakiem przygotowania, profesjonalizmu i prezentujące się, jakby w tej roli debiutowały. Do pierwszego, krótkiego starcia doszło tuż po wejściu na stadion głównej grupy fanów Lechii, którą umiejscowiono dokładnie obok lęborczyków. Kapitan Lechii Tomasz Borkowski szybko przybiegł i błagał o spokój, ale widać było gołym okiem, że to tylko preludium. Pełen spokój zapanował dopiero wtedy, gdy sympatycy gospodarzy przegonieni zostali z własnego obiektu...
W Lechii nie mógł zagrać Marek Szutowicz, którego w piątek czeka operacja usunięcia łąkotek. Wyjściowe ustawienie było powrotem do gry jednym tylko napastnikiem, co wciąż przekonuje niewiele osób, ale tym razem pod bramką rywala groźne sytuacje mnożyły się jedna za drugą. Pomocnicy dogrywali piłkę do Jakuba Bławata, który nie miał jednak najlepszego dnia i najczęściej nie trafiał w światło bramki. Najbliższy powodzenia był w 5 minucie, gdy po centrze z prawego skrzydła Janusza Melaniuka strzelił w poprzeczkę.
W 12 minucie Lechia objęła prowadzenie. Krytykowany ostatnio Marek Widzicki rozpoczął mecz aktywnie, jakby z postanowieniem przypomnienia o swojej wartości. Po otrzymaniu piłki w okolicach narożnika pola karnego, bezkarnie poprowadził ją wzdłuż 16. metra i przymierzył w kierunku dalszego słupka. Lęborski golkiper, mimo że wyciągnął się jak struna, był bezsilny wobec tego precyzyjnego strzału. Gospodarze wyglądali na zrozpaczonych - mecz rozpoczął się dla nich najgorzej jak tylko mógł, ale głównie dzięki swobodzie, z jaką dawali operować lechistom. Jak na dłoni widać było kto pewnym krokiem zmierza do trzeciej, a kto do piątej ligi.
W 29 minucie długim krzyżowym podaniem z lewego na przeciwległe skrzydło do Macieja Kalkowskiego popisał się Jakub Gronowski. "Kalka" popędził w stronę bramki, jednak będąc tuż przed bramkarzem Dariuszem Piechotą nie połakomił się na gola i odegrał na lewą stronę do Bławata, który do pustej bramki nie miał już prawa chybić. Lechia uspokoiła sytuację, bo kilka minut wcześniej to gospodarze wzięli się za próby wyrównania. Piotr Opuszewicz interweniował bardzo pewnie, także obrońcom nie można było wiele zarzucić. Pierwsza połowa zakończyła się wynikiem 2:0, choć w 36 minucie przebojowy Melaniuk przegrał pojedynek sam na sam z golkiperem, podobnie jak w ostatniej minucie Bławat, który pokusił się jeszcze o dobitkę, ale ta wylądowała na słupku.
Przerwanie, a właściwie zakończenie meczu już na samym początku drugiej połowy wywarło wyraźny wpływ na dalszą postawę gdańszczan. Grali zniechęceni, bez polotu i chęci. 10 minut po reaktywacji meczu Kalkowski znalazł się w dogodnej sytuacji, ale Piechota wybronił jego strzał. Najlepszy lechista wyraźnie jednak przygasł, a że jest głównym motorem napędowym zespołu - przygasła cała Lechia. Jednym z bardziej i efektywniej walczących był Melaniuk, ale dobrze usposobionego bramkarza Pogoni nie udało się już pokonać.
Bardziej energiczni byli gospodarze, którzy prawie do końca walczyli o przynajmniej kontaktową bramkę. Bliscy szczęścia byli w 69 minucie po rzucie wolnym z 20 metrów - Opuszewicz nawet nie drgnął, gdy piłka nieznacznie przemknęła obok słupka. Pozostałe uderzenia najczęściej również były niecelne. Do ostatecznego zakończenia zaległego meczu 25. kolejki IV ligi emocji sportowych nikt już nie doświadczył.
|