Raport meczowy: Lechia Gdańsk - Kaszuby Połchowo | Kolejka 29 | 2003/04 IV Liga - Gr. pomorska
2003/04 IV Liga - Gr. pomorska2003/04 IV Liga - Gr. pomorska

Lechia Gdańsk vs Kaszuby Połchowo
1 1

Więcej info

Data meczu: sobota, 29 maj 2004
Godz. meczu: 17:00 h
Stadion: Stadion T29 w Gdańsku
Sędzia: Mirosław Cyrson
 
Widzów : 3.000

Skład wyjściowy

Bramkarz
Obrońca
Pomocnik
Napastnik

Pierwszy trener

Zmiany

    Oś czasu

    Min. zmiany 23 ::<img src='/images/com_joomleague/database/events//in.png' />Robert Morka <br> <img src='/images/com_joomleague/database/events//out.png' />Dominik Czajka Min. zmiany 60 ::<img src='/images/com_joomleague/database/events//in.png' />Przemysław Urbański <br> <img src='/images/com_joomleague/database/events//out.png' />Marek Widzicki Min. zmiany 84 ::<img src='/images/com_joomleague/database/events//in.png' />Wojciech Sekuła <br> <img src='/images/com_joomleague/database/events//out.png' />Paweł Żuk GOL Min. 3 ::<img src='/images/com_joomleague/database/persons/kalkowski_maciej.jpg' height='40' width='40' /><br />Maciej Kalkowski Żółta kartka Min. 0 ::<img src='/images/com_joomleague/database/persons/wasicki_marek.jpg' height='40' width='40' /><br />Marek Wasicki Żółta kartka Min. 0 ::<img src='/images/com_joomleague/database/persons/wojciechowski_slawomir.jpg' height='40' width='40' /><br />Sławomir Wojciechowski Żółta kartka Min. 0 ::<img src='/images/com_joomleague/database/persons/kowalski_marek_2.jpg' height='40' width='40' /><br />Marek Kowalski

    Wydarzenia


     Podsumowanie

    Bramka (Kaszuby):

    D.Lademann 40’

    Żółta Kartka (Kaszuby):

    Jersak

    Skład (Kaszuby):

    Ferra - Tojza, Rutkowski, Skwiercz, Fera, Kaszubowski, Unton, Pliński, D.Lademann (90’Styn), A.Lademan (70’Szlaga), Jersak (66’Maszota)

    Relacja (Lechia.gda.pl):

    Nie pomogła świadomość, że kolejne straty punktowe mogą mieć dla biało-zielonych tragiczne konsekwencje. Nie pomogła zmiana na stanowisku trenera i zastąpienie Jastrzębowskiego Kaczmarkiem. Nie pomogły zastosowane w składzie Lechii zmiany personalne. Nie pomogło pozorne przebudzenie się w środowym meczu pucharowym. Nie pomógł czwartkowy wyjazd drużyny na dwudniowe zgrupowanie do Sobieszewa. Nie pomógł powrót na Traugutta znanego wychowanka Lechii, Wojciechowskiego. Nie pomogła nieobecność czołowych asów Kaszub, Pomorskiego oraz Lisewskiego. Po fatalnej grze lechiści nie zdołali pokonać słaniających się na nogach połchowian i w trzecim kolejnym meczu do końca roztrwonili pokaźną jeszcze niedawno przewagę nad Gedanią. - "Sercem jestem za Lechią, jednak tym remisem prawdopodobnie pogrzebaliście sobie szanse na awans" - stwierdził trener Kotas. Oby nie były to słowa kasandryczne, gdyż nadal jeszcze wszystko zależy od Lechii.

    Po objęciu szkoleniowej władzy, Marcin Kaczmarek dokonał w składzie kilku zmian, ale nie rewolucji. Przede wszystkim zmienił ustawienie drużyny, która zaczęła grać trzema obrońcami. Prawą stronę defensywy powierzył niedocenianemu przez swego poprzednika Dominikowi Czajce, który jednak w 23 minucie nabawił się kontuzji i został zastąpiony przez Roberta Morkę. Jeszcze przed meczem, na rozgrzewce, urazu doznał sam Kaczmarek, wobec tego zamiast siebie desygnował do gry kolejnego z niedocenianych - Marka Kowalskiego (pierwszy ligowy występ w tym roku i dopiero trzeci w tym sezonie). Paweł Żuk wrócił na lewą pomoc, w ataku zagościł Marek Wasicki, a przykuwający największe zainteresowanie Sławomir Wojciechowski zajął miejsce na środku boiska.

    Mecz rozpoczął się efektownie, już w pierwszej minucie silnie uderzał Maciej Kalkowski, ale goście błyskawicznie odpowiedzieli strzałem Tomasza Rutkowskiego z rzutu wolnego. W 3 minucie powtórzyła się sytuacja ze środowego meczu z Kaszubami - sędzia podyktował dla Lechii rzut karny, tym razem za faul na Januszu Melaniuku. Kalkowski silnym strzałem nie dał bramkarzowi Kaszub szans i Lechia objęła najszybsze w tym roku prowadzenie. Wydawało się, że wszystko jest pod kontrolą oraz że będzie to mecz łatwy i przyjemny.

    Ale zamiast pójść za ciosem, Lechia przez kolejne 20 minut grała bardzo wolno, w okolicach środka pola. Niewiele z tego wynikało. Lechiści podawali piłkę od nogi do nogi, nie wystrzegając się przy tym strat i nie mając pomysłu na stworzenie dogodnej sytuacji. Groźniej było tylko po paru bitych przez Wojciechowskiego rzutach rożnych, ale i Adrian Lademann potrafił niebezpiecznie huknąć z narożnika pola karnego w 19 minucie. 10 minut później Kalkowski omal nie przelobował bramkarza wrzucając piłkę z prawego skrzydła, jednak Wiesław Fera dał radę opanować piłkę. Połchowianie znów nie pozostali dłużni i w ciągu minuty interweniować w polu bramkowym musiał Mateusz Bąk.

    Końcowy fragment pierwszej połowy okazał się przełomowy dla losów spotkania. W 36 minucie bardzo silnie z 17 metrów uderzył Marek Widzicki, ale na przeszkodzie stanął Fera. W 40 minucie Damian Lademan otrzymał piłkę na 30 metrze, podciągnął kilka kroków i popisał się fenomenalnym strzałem. Uderzona w długi róg piłka trafiła prosto w okienko bramki Bąka i goście zaczęli szaleńczo świętować wśród osłupiałych lechistów. Gospodarze w ostatniej minucie mieli jeszcze okazję, żeby zejść na przerwę z korzystnym wynikiem, ale strzał Wasickiego z 13 metrów poszybował nad poprzeczką.

    Na Traugutta wciąż jeszcze było spokojnie. Nikt nie dopuszczał do siebie myśli, że Lechia może tego meczu nie wygrać. Jednak w drugiej połowie, w miarę upływu czasu, napięcie systematycznie narastało. Biało-zieloni posiadali zdecydowaną przewagę, ale nie potrafili stworzyć praktycznie żadnej sytuacji. Dośrodkowania w pole karne, kornery, wrzutki z rzutów wolnych - wszystko stawało się łupem zdeterminowanych ze wszystkich sił połchowian, broniących się coraz większą ilością zawodników. Lechia była coraz bardziej bezradna.

    W 74 minucie Melaniuk wykorzystał błąd Jędrzeja Tojzy, wszedł w pole karne, ale zagraną przez niego piłkę przechwycił golkiper. Za moment Kowalski padł jak długi przy dynamicznym wejściu w pole karne, ale sędzia uznał, że nie było faulu i jeszcze poczęstował lechistę żółtą kartką za ostentacyjne pukanie się w czoło. Minutę później mógł go nawet usunąć z boiska, gdy wzburzony na dobre "Kowal" pchnął powolnie zbierającego się do zejścia z boiska Adriana Lademanna, ale arbiter zdecydował się jedynie na ustną reprymendę. Na decyzje sędziego sypały się z trybun gromy, ale z drugiej strony bezbarwny i odzwyczajony od ligowej walki Wojciechowski również tylko łaskawości rozjemcy może zawdzięczać, że nie wyleciał z boiska za swoje brutalne faule.

    W końcowych minutach z przerażeniem obserwowano niepojętą niemoc lechistów. Do ofensywy wmieszał się nawet Sławomir Matuk, zazwyczaj rzadko przekraczający środkową linię boiska. Oddał dwa groźne strzały, ale bez powodzenia. Uderzał jeszcze Melaniuk, próbował zdobyć coś Wasicki, ale piłka mijała bramkę przyjezdnych. Połchowianie ledwo żyli, co widać było przy nielicznych próbach wyprowadzenia kontrataku. Trzy minuty przed końcem chodzący już tylko po boisku Tomasz Unton ściągnął na siebie trzech lechistów i ładnie podał do wychodzącego Przemysława Maszoty. Ten mając naprzeciw siebie jedynie pełniącego już wówczas rolę stopera Tomasza Borkowskiego, podbiegł truchtem kilkanaście metrów, po czym praktycznie sam oddał futbolówkę gospodarzom.

    Po trzech minutach przedłużonego czasu gry goście triumfalnie unieśli ręce w górę, a załamani lechiści padli na murawę. Kaszuby nie dały się pokonać, ale to przede wszystkim Lechia znów okazała niebywałą słabość. Przez końcowy kwadrans goście grali z rezerwowym bramkarzem w polu, a do wejścia na boisko przygotowany był już straszący łysiną prezes klubu, Jan Szefka. Na dodatek na mecz nie przyjechał Dawid Pomorski, w rundzie jesiennej w barwach Gryfa Wejherowo najlepszy trzecioligowy snajper w Polsce. - "Nie wiem co mu tam szeptano, różnie w szatni mówią chłopacy. Na pewno strzelił sobie samobójczą bramkę, bo to jest nie fair. Umie grać w piłkę, strzela bramki, ale to jakiś dziwny typ. Gdyby się stawił i gdyby kontuzjowany nie był Grzesiu Lisewski, to przyjechałbym tutaj wygrać" - mówił po meczu dumny ze swojego zespołu trener Jarosław Kotas.