Bramka samobójcza (Błyskawica):
Bednarski 62’
Bramka (Błyskawica):
Chmielewski 56’
Info:
Na meczu 200 kibiców Lechii.
Relacja (Lechia.gda.pl):
Blisko pół roku trzeba było czekać na wznowienie rozgrywek A-klasy, ale w połowie kwietnia doczekaliśmy się. W drugiej kolejce rundy rewanżowej (pierwszą rozegrano awansem już w listopadzie), a 13-tym ligowym meczu z kolei, lechiści wybrali się do podsztumskiego Postolina na mecz z miejscową Błyskawicą. Ostatni zespół tabeli podjął bezwzględnie pierwszy.
Trener Tadeusz Małolepszy do gry wystawił identyczną jedenastkę, jak w przegranym 4 dni wcześniej pucharowym spotkaniu z Unią Tczew. Nic dziwnego, skoro był wówczas zadowolony ze swoich podopiecznych. Mecz rozpoczął się przy pięknej, słonecznej pogodzie. Jednak ku zdziwieniu kibiców, kolejne minuty spotkania w Postolinie upływały, a wynik bezbramkowy się utrzymywał. Wydawałoby się to dziwne, ale już w pierwszym meczu w Gdańsku nasi rywale udowodnili, że nie tak łatwo ich ograć. Mało tego, pierwszą naprawdę groźną sytuację stworzyła właśnie Błyskawica. W 17 minucie wyszedł kontratak i Mateusz Bąk z ogromnym trudem obronił strzał napastnika gospodarzy. Lechia miała przewagę, ale zaledwie lekką i nawet jeśli któremuś jej zawodnikowi udawało się oddać strzał, to dobrze bronił miejscowy golkiper. W 22 minucie Marcin Waniuga ładnie uderzył, lecz niestety trafił w poprzeczkę. Dopiero w 36 minucie Lechia objęła prowadzenie! Bartek Stolc świetnie przyjął piłkę w polu karnym, na niewielkiej przestrzeni wymanewrował dwóch będących przy nim obrońców i spokojnym kopnięciem z ok. 6 metrów umieścił futbolówkę w siatce. W ostatniej minucie pierwszej części gry znów szczęście nie dopisało naszemu kapitanowi. Waniuga przymierzył z narożnika pola karnego, technicznie uderzył i... ponownie na drodze pechowo stanęła poprzeczka. Do przerwy Lechia prowadziła 1:0.
W składzie postolinian po wznowieniu gry zabrakło jednego z piłkarzy, który w przerwie zaczął gasić swoje pragnienie razem z częścią kibiców Lechii. Zanim druga połowa na dobre się rozpoczęła, bramkarz Błyskawicy musiał po raz drugi wyciągać piłkę z bramki. Już bowiem w 16 sekundzie gry Łukasz Paulewicz zdobył gola silnym uderzeniem z 20 metrów. Ale gospodarze postanowili się nie poddawać i chwilę później piłka o zaledwie kilkadziesiąt centymetrów minęła słupek bramki Lechii. Starania zostały nagrodzone w 56 minucie. Zawodnik gospodarzy ładnym strzałem doprowadził do wyniku 1:2. Sprawiło mu to tak ogromną i szaleńczo okazywaną radość, że chyba warto było poświęcić tego 12-go straconego gola w sezonie. W 60 minucie Paulewicz popisał się atomowym uderzeniem z ok. 30 metrów, ale miejscowy golkiper fantastycznie obronił. Wykonywany po tej sytuacji przez Urbańskiego rzut rożny wyłapywał jednak tak nieporadnie, że mało sam nie wrzucił piłki do własnej bramki i uratował go tylko słupek. W 62 minucie, po tym samym stałym fragmencie gry, kapitan Błyskawicy głową pokonał własnego bramkarza i doprowadził do dwubramkowego prowadzenia Lechii. Zdawało się, że uczynił to walczący także o tę piłkę Łukasz Ciucias, jednak gdański pomocnik uczciwie wyjaśnił później tę niewiadomą. Biało-zieloni stopniowo osiągali coraz większą przewagę, ale tempo gry opadło po przerwie, która rozpoczęła się w 70 minucie i trwała około 3 minut. O tym jednak za chwilę. W 84 minucie, wpuszczony dopiero co na boisko 16-letni Janusz Melaniuk, strzelił czwartego gola dla Lechii. Przed polem karnym otrzymał podanie od Stolca i przy swoim pierwszym kontakcie z piłką trafił do siatki tuż przy samym słupku. Do końca spotkania więcej celnych uderzeń już nie oglądaliśmy, mimo że sędzia przedłużył czas gry o 4 minuty.
W Postolinie stawiło się blisko ok. 180 kibiców Lechii, co należy uznać za dobry rezultat. Miejscowa ludność pojawiła się w liczbie ok. 200-250 osób, czyli praktycznie połowy wsi. O meczu dobrze poinformowana została policja, gdyż niemal cała trasa dojazdowa została szczelnie obstawiona. W pierwszej połowie doping był raczej niemrawy, w drugiej jednak z minuty na minutę zaczął się pozytywnie rozkręcać, stając się całkiem niezły. Ok. 25 minuty drugiej połowy sędzia liniowy poinformował głównego arbitra o zaczepkach ze strony kibiców. W tym momencie z przeciwnej strony boiska, zajmowanej przez miejscowych kibiców, poleciały okrzyki "Arka Gdynia". Była to iskra i po chwili przez murawę biegło już kilkudziesięciu gdańskich fanów, przeganiając nie tylko prowodyrów, ale i znaczną część znajdujących się tam ludzi. Po kilku minutach emocje opadły, a arbiter szczęśliwie zdecydował się kontynuować grę. Walkower nam nie grozi, jednak poważna kara finansowa jak najbardziej.
|