Raport meczowy: Pomezania Malbork - Lechia Gdańsk | Kolejka 17 | 2003/04 IV Liga - Gr. pomorska
2003/04 IV Liga - Gr. pomorska2003/04 IV Liga - Gr. pomorska

Pomezania Malbork vs Lechia Gdańsk
0 2

Więcej info

Data meczu: sobota, 22 listopad 2003
Godz. meczu: 13:00 h
Sędzia: Radosław Mordaka
 
Widzów : 1.500

Skład wyjściowy

Bramkarz
Obrońca
Pomocnik
Napastnik

Pierwszy trener

Zmiany

    Oś czasu

    Min. zmiany 64 ::<img src='/images/com_joomleague/database/events//in.png' />Jakub Gronowski <br> <img src='/images/com_joomleague/database/events//out.png' />Janusz Melaniuk Min. zmiany 64 ::<img src='/images/com_joomleague/database/events//in.png' />Mariusz Łukowski <br> <img src='/images/com_joomleague/database/events//out.png' />Przemysław Urbański Min. zmiany 64 ::<img src='/images/com_joomleague/database/events//in.png' />Marek Wasicki <br> <img src='/images/com_joomleague/database/events//out.png' />Jakub Wiszniewski GOL Min. 88 ::<img src='/images/com_joomleague/database/persons/wasicki_marek.jpg' height='40' width='40' /><br />Marek Wasicki GOL Min. 72 ::<img src='/images/com_joomleague/database/persons/borkowski_tomasz.jpg' height='40' width='40' /><br />Tomasz Borkowski Żółta kartka Min. 0 ::<img src='/images/com_joomleague/database/persons/gronowski_jakub.jpg' height='40' width='40' /><br />Jakub Gronowski

    Wydarzenia


     Podsumowanie

    Żółta Kartka (Pomezania):

    Krugły, Cicherski

    Skład (Pomezania):

    Świderski - Piechota (53’Rychlik), Krugły, Cicherski, Rzążewski, Ł.Honory (67’Witek), M.Honory, Ł.Burda, Kozubski (75’Papużyński), Lauryn, Sokalski (67’Woliński)

    Info:

    Na meczu 850 kibiców Lechii.

    Relacja (Lechia.gda.pl):

    Kapitan biało-zielonych, Tomasz Borkowski, rzadko strzela bramki - w ostatnich pięciu latach w meczach ligowych zdobył ich zaledwie sześć. Jednak gdy już trafia do siatki przeciwników, są to gole nieprzeciętnej urody lub niebanalnej rangi. Tym razem popularny "Borek" ujął obie te cechy w jednym i 18 minut przed końcem meczu w Malborku pięknym uderzeniem z rzutu wolnego pozbawił gospodarzy szans na utrzymanie remisu do końca. Niespodzianka byłaby wynikiem wielce niesprawiedliwym, bo gdyby lechiści byli tylko odrobinę skuteczniejsi, mogliby rozgromić Pomezanię, specjalizującą się w odbieraniu na własnym boisku punktów wszystkim faworytom bez wyjątku. Nie była to czarująca w wykonaniu Lechii runda, ale zakończyła się korzystnym rezultatem, osiągniętym w dobrym stylu. W nagrodę pupile gdańskich kibiców zostali czwartoligowymi mistrzami jesieni, a do rundy rewanżowej przystąpią z dwoma punktami przewagi nad Gedanią.

    Niezorientowany za bardzo w futbolowych realiach mieszkaniec 40-tysięcznego Malborka mógłby pomyśleć, udając się w sobotnie południe w stronę centrum miasta, że do jego grodu wróciła przynajmniej druga liga lub że ma odbyć się jakiś szczególnie ważny mecz. Po ulicach przemieszczały się w małych grupkach niemal setki przywdzianych w biało-zielone barwy kibiców, nad którymi bezskutecznie starała się zapanować wszechobecna na każdym kroku policja. Mimo że grudzień za pasem, dopisała bardzo ładna pogoda, jakże inna od tej, w której Lechia po raz ostatni gościła w Malborku. W marcu 1998 roku panował wyjątkowy ziąb, z nieba spadały tony śniegu. Spotkanie z wielkim trudem doprowadzono wtedy do końca, a zakończyło się niestety tylko bezbramkowym remisem.

    Po uczczeniu minutą ciszy niespodziewanie zmarłego w zeszłym tygodniu na posocznicę kibica Lechii, zaledwie 25-letniego Sebastiana Drapińskiego, piłkarze przystąpili do bardzo ważnego starcia. Gdańszczanie zagrali w niecodziennym dla siebie ustawieniu 4-5-1, z jednym tylko wysuniętym napastnikiem. To efekt odejścia Zbigniewa Kobusa i kontuzji Bartłomieja Stolca. Z zawodników formacji ataku szkoleniowiec miał jeszcze do dyspozycji tylko Marka Wasickiego, ale młodzian nie wywalczył w tej rundzie miejsca w pierwszej jedenastce, dlatego zwyczajowo zasiadł na ławce rezerwowych.

    Tylko pozornie była to bardziej defensywna taktyka, a malborczycy zaczęli odczuwać to na własnej skórze po 10 minutach w miarę jeszcze wyrównanej gry. Wtedy to w sytuacji sam na sam z Tadeuszem Świderskim po raz pierwszy znalazł się Marek Szutowicz, ale doświadczony golkiper umiejętnie skrócił kąt strzału i snajper Lechii strzelił z 17 metrów obok słupka. Z każdą chwilą w polu karnym Pomezanii robiło się jednak coraz bardziej niebezpiecznie, głównie za sprawą prawostronnych akcji oskrzydlających oraz prostopadłych podań z głębi pola.

    W początkowym fragmencie szczególnie udanie radził sobie Szutowicz. Dość słabo spisujący się w ostatnich meczach najlepszy strzelec klubu z Traugutta zaskakiwał tym razem znacznie większą żywotnością i ładnymi strzałami. Wrażenie na licznej, w większości będącej za Lechią publiczności zrobił zwłaszcza wybornym uderzeniem z przewrotki w 16 minucie, które bramkarz gospodarzy wybronił z ogromnymi problemami. Pół minuty wcześniej Świderski unieszkodliwił także groźną próbę zdobycia przez "Szuta" bramki głową.

    Przewaga Lechii narastała, obrońcy gospodarzy walczyli ambitnie, ale z dużym trudem przychodziło im powstrzymywanie pomocników Lechii. Zwłaszcza niezwykle przebojowego na prawej stronie Janusza Melaniuka i wracającego po kontuzji do środka pola Marka Widzickiego. To w największej mierze dzięki nim Świderski miał pełne ręce roboty, będąc zmuszany do interwencji przy kolejnych dośrodkowaniach i strzałach, niestety najczęściej słabych. W 35 minucie pokazał się Jakub Wiszniewski, któremu pozostawiono zbyt dużo miejsca w środku pola, wobec czego przytomnie huknął z 15 metrów w stronę okienka, ale piłka odbiła się od słupka i wróciła w pole gry.

    Trzy minuty później na moment zrobiło się gorąco pod bramką Lechii, gdy szczelna i zasługująca dotąd na słowa pochwały linia defensywna popełniła jeden z niewielu błędów, ale na szczęście zdecydowana interwencja Mateusza Bąka zapobiegła nieszczęściu. Choć mając w pamięci ostatnie pomyłki bramkarza Lechii nieco drżeliśmy, gdy malborczycy dwukrotnie strzelali w jego kierunku, to w Malborku "Bączek" spisał się pewnie i przekonująco.

    Mimo że parokrotnie zakłębiło się jeszcze w polu karnym Pomezanii - najbardziej w 43 minucie po akcji Melaniuka oraz kolejnej świetnej, chociaż i szczęśliwej paradzie rozkręconego już na dobre Świderskiego - to każdy lubujący się w statystykach kibic ze spokojem oczekiwał przerwy, wiedząc że żadna bramka i tak przecież paść nie może. Była to siódma z rzędu kolejka, w której Pomezania nie strzeliła w pierwszej połowie żadnego gola, Lechia natomiast ani razu w tym okresie nie schodziła do szatni prowadząc. Wynik mógł zatem być, i był, tylko jeden - 0:0.

    W drugiej odsłonie ciężar gry odsunął się nieco od bramki malborczyków. W pierwszych 20 minutach Lechia wypracowała sobie tylko jedną bardzo dobrą okazję, Szutowicz ponownie jednak będąc sam na sam z bramkarzem minimalnie spudłował. Skrzydłowi przestali spełniać swoje zadania, wobec czego Jerzy Jastrzębowski zdecydował się na potrójną zmianę, zapraszając na ławkę także mało widocznego Wiszniewskiego. Minutę później los znów uśmiechnął się do bramkarza Pomezanii. Naprzeciw niego wybiegł Marcin Kaczmarek, uderzył z 15 metrów, ale futbolówka ponownie trafia w słupek, po czym prosto w ręce Świderskiego. Ten fart nie mógł jednak trwać w nieskończoność i wkrótce dobiegł końca.

    18 minut przed końcem, jak na ironię spisujący się najmniej przekonująco ze zmienników Mariusz Łukowski wdał się na 25. metrze w drybling, po którym rywale uciekli się do faulu. Do rzutu wolnego podszedł wielokrotnie i bezowocnie próbujący już swych sił w tym elemencie gry kapitan lechistów, Tomasz Borkowski. Uderzył mocno i niezwykle precyzyjnie - piłka przemknęła obok bezradnie śledzącego tylko jej lot malborskiego golkipera i zerwała pajęczynę z narożnika jego bramki. Radość strzelca, reszty drużyny i zdzierających gardła od początku meczu gdańskich kibiców była wielka.

    W niemrawo, rozczarowująco wręcz spisującej się ekipie Pomezanii nagle nastąpiła chęć odrobienia straty i związana z tym pełna mobilizacja. W 75 minucie strzelający z 12 metrów Marcin Honory musiał już widzieć piłkę w bramce, ale na jej drodze w ostatniej chwili stanął Sławomir Matuk. Za chwilę kolejne uderzenie zatrzymało się na plecach Borkowskiego. Szturm ten był jednak tyleż gwałtowny i niebezpieczny, co krótkotrwały. Lechia szybko opanowała sytuację, a obrona Pomezanii kwadrans przed końcem wywiesiła białą flagę.

    Lechiści raz za razem wychodzili więc jeden na jeden z osamotnionym i niemającym już szans Świderskim, ale kompletnie partaczyli te okazje. Prym wiódł w tym zwłaszcza Wasicki, który przed wpisaniem się na dwie minuty przed końcem na listę strzelców - w czym zasługa Widzickiego, który modelowo wszedł w pole karne i tak dograł, że 19-latkowi pozostało tylko dostawić nogę - zmarnował przynajmniej trzy idealne sytuacje. Kolejny raz z przewrotki próbował strzelać Szutowicz, a w pewnym momencie w polu karnym rywali zagościł nawet, chyba po raz pierwszy w tej rundzie, ostatni defensor Lechii, Matuk. Na prawej flance znowu nieźle spisywał się będący w listopadzie w formie Jakub Gronowski.

    Przy stanie 1:0 gdańszczanie pogrywali sobie trochę zbyt nonszalancko, jakby prowadzili już bardzo bezpiecznie, co najmniej dwoma bramkami. W Pomezanii nie było jednak ani siły, ani wiary w skarcenie rozzuchwalonego lidera. Skuteczni i konsekwentni przez kilkadziesiąt minut gry obrońcy odebrali młodym napastnikom gospodarzy nadzieje na sukces. Drugi gol Lechii ostatecznie przypieczętował więc jej zwycięstwo. Parę minut później runda jesienna sezonu 2003/04 przeszła do historii.