Raport meczowy: Lechia Gdańsk - Wisła Tczew | Kolejka 14 | 2003/04 IV Liga - Gr. pomorska
2003/04 IV Liga - Gr. pomorska2003/04 IV Liga - Gr. pomorska

Lechia Gdańsk vs Wisła Tczew
3 1

Więcej info

Data meczu: niedziela, 02 listopad 2003
Godz. meczu: 12:00 h
Stadion: Stadion T29 w Gdańsku
Sędzia: Łukasz Łaga
 
Widzów : 1.500

Skład wyjściowy

Bramkarz
Obrońca
Pomocnik
Napastnik

Pierwszy trener

Zmiany

    Oś czasu

    Min. zmiany 46 ::<img src='/images/com_joomleague/database/events//in.png' />Marek Wasicki <br> <img src='/images/com_joomleague/database/events//out.png' />Jakub Wiszniewski Min. zmiany 58 ::<img src='/images/com_joomleague/database/events//in.png' />Jakub Gronowski <br> <img src='/images/com_joomleague/database/events//out.png' />Janusz Melaniuk Min. zmiany 63 ::<img src='/images/com_joomleague/database/events//in.png' />Mariusz Łukowski <br> <img src='/images/com_joomleague/database/events//out.png' />Bartłomiej Stolc Min. zmiany 67 ::<img src='/images/com_joomleague/database/events//in.png' />Robert Morka <br> <img src='/images/com_joomleague/database/events//out.png' />Przemysław Urbański GOL Min. 82 ::<img src='/images/com_joomleague/database/persons/zuk_pawel.jpg' height='40' width='40' /><br />Paweł Żuk GOL Min. 64 ::<img src='/images/com_joomleague/database/persons/szutowicz_marek.jpg' height='40' width='40' /><br />Marek Szutowicz GOL Min. 25 ::<img src='/images/com_joomleague/database/persons/szutowicz_marek.jpg' height='40' width='40' /><br />Marek Szutowicz

    Wydarzenia


     Podsumowanie

    Bramka (Wisła):

    Szczodrowski 32’

    Żółta Kartka (Wisła):

    Szczodrowski

    Skład (Wisła):

    Klecha - Jendrzejewski, Modzelik, Riebandt, Malkowski, Kołodziej (20’Biber), Kotwica, Langowski (84’Kosznik), Staniszewski (67’Szurnicki), Gajewski (88’Wegiera), Szczodrowski

    Relacja (Lechia.gda.pl):

    Lechia odniosła piąte kolejne zwycięstwo i czwarty raz z rzędu zapewniła je sobie dopiero w końcowych 30 minutach. Gdy pokonywała w ten sposób silną Gedanię Gdańsk, należało tylko się cieszyć. Gdy wygrywała w końcówce z niebezpieczną Olimpią Sztum, nadal można było mówić o charakterze biało-zielonych. Gdy jednak faworyt rozgrywek nie bez problemów sięga po trzy punkty z amatorską i młodzieżową Wisłą Tczew - której nawet trener nie jest do końca przekonany, czy ma ona wystarczający potencjał na grę w IV lidze - to mimo zwycięstwa pozostaje rozczarowanie.

    Lechiści przystąpili do spotkania najbardziej osłabieni od wysoko przegranego w sierpniu meczu z KP Sopot. Zabrakło kontuzjowanego, ale słabo spisującego się ostatnio Kobusa, nie było też Widzickiego, który wyjechał na Cypr z reprezentacją Polski w piłce halowej. Dla odmiany Wisła dotarła na Traugutta w najsilniejszym zestawieniu personalnym, ale doprawdy nie było jej czego zazdrościć. W wyjściowym składzie wybiegło ośmiu zawodników mających najwyżej 21 lat, w tym dwóch siedemnastolatków.

    Juniorskie oblicze tczewian było aż nazbyt widoczne w grze - wątłe sylwetki, nieprzyzwyczajone do ostrej, czwartoligowej walki, co rusz padały po starciach z rosłymi lechistami. Takimi jak Morka, który niedługo po wejściu na murawę stanowczą interwencją powalił i w konsekwencji wykluczył z gry niepełnoletniego jeszcze Gajewskiego. Wiślacy przegrywali nie tylko warunkami fizycznymi, ale i brakiem doświadczenia czy elementarnych nawyków, takich jak walka o odbiór piłki po jej stracie. Jednak starali się, dzięki czemu mogli wrócić do domów bez cienia wstydu. Może i nie napędzili strachu faworytowi, ale uniknęli blamażu, którego doświadczyły ekipy uważane za znacznie od nich mocniejsze.

    Od początku tempo gry było bardzo spokojne, wręcz stanowczo zbyt powolne. Parę razy zwyczajowo szarpnął Urbański, ale groźniej było tylko w 13 minucie, gdy najpierw wywalczył rzut rożny, a po jego wykonaniu uderzył z woleja ponad poprzeczką. Ogólnie dobrze spisywała się dwójka stoperów Wisły - 42-letni weteran pomorskich boisk, Modzelik, oraz 27-letni Jendrzejewski. Obrona gości nie zawsze była jednak w stanie upilnować wszystkich lechistów. Niebezpieczny strzał głową mógł oddać Szutowicz (17 minuta, po dośrodkowaniu Borkowskiego) oraz Melaniuk (19 minuta, po centrze Kaczmarka), jednak żaden nie trafił w światło bramki.

    W 25 minucie po akcji Urbańskiego obrońca Wisły wybił piłkę wprost pod nogi Szutowicza. Ten na 14. metrze miał wystarczająco dużo miejsca i czasu, żeby przymierzyć i przerwać swoją strzelecką niemoc tuż przed upływem trzysetnej minuty bez gola. Wydawało się, że worek z bramkami się rozwiąże, zwłaszcza gdy trzy minuty później Szutowicz trafił w słupek z rzutu wolnego. Bo mimo że bez wigoru, to jednak atakowali cały czas gospodarze. Przyjezdni tylko raz wyszli z akcją, ale Gajewski nie miał komu zagrać i oblężony stracił piłkę.

    Jednak w 29 minucie akcję Kotwicy ze Szczodrowskim dopiero na granicy pola karnego przerwał będący w formie Gąsiorowski. Trzy minuty później goście niespodziewanie doprowadzili do remisu. Z lewej flanki Staniszewski posłał wysokie poprzeczne podanie, którego nie zdołał sięgnąć niski Urbański. Piłkę zgarnął Gajewski, doszedł do linii bramkowej i zagrał pod samą bramkę, gdzie w gąszczu nóg Szczodrowski uderzył we właściwe miejsce. 1:1. Ten scenariusz znamy już na pamięć - pierwszy celny strzał i od razu gol. Nie winimy Bąka, który w tej sytuacji absolutnie nie popełnił błędu i ogólnie w całym meczu bronił pewnie, jednak Muszka jak zwykle mógł wykazać się tylko w przerwie. Ten temat rozwiniemy wkrótce.

    Do końca pierwszej połowy niewiele się zmieniło. Mimo że Wisła nie przekraczała praktycznie linii środkowej boiska, to skuteczna gra w defensywie wszystkich jej piłkarzy (szarżę Melaniuka powstrzymał tuż przed polem karnym grający w napadzie Szczodrowski), jak również nieenergiczna postawa biało-zielonych, powodowała że Klecha nie miał zbyt dużo pracy. Niewiele wynikało z kolejnych rzutów rożnych, których Lechia w trakcie całego meczu miała aż dwadzieścia. Na początku drugiej połowy dwa z nich, wykonywane przez Żuka, były jednak bliskie powodzenia. Najpierw Kaczmarek chybił o centymetry, następnie po straszliwym zamieszaniu zagrana przez kogoś piłka spadła na poprzeczkę.

    Przyjezdni po strzeleniu bramki wiedzieli już jednak, że nie taki diabeł straszny i coraz odważniej zaczynali sunąć do przodu. W 50 minucie kibice odetchnęli z dużą ulgą, gdy w niezłej sytuacji Biber omal nie trafił w okienko bramki Bąka. Wkrótce dobrą akcję indywidualną przeprowadził Szczodrowski, natomiast Langowski sprawdził umiejętności gdańskiego golkipera. Wiślacy na dobrych parę minut przejęli inicjatywę. I ten moment ich rozzuchwalenia brutalnie wykorzystali lechiści. Piłkę w pole karne wrzucił Urbański, a Szutowicz głową przedłużył jej lot wprost do bramki. Tym samym zrównał się z najskuteczniejszym dotąd w Lechii Kobusem.

    Goście stracili złudzenia, a lechiści nadal się lenili, więc gra już zupełnie stała się nudna niczym przysłowiowe flaki z olejem. Chociaż kilka okazji do podwyższenia wyniku jeszcze było. Kaczmarek znów minimalnie spudłował głową (70 minuta), a Wasicki (71 minuta, świetna obrona Klechy) i Łukowski (73 minuta, niecelnie) zmarnowali sytuacje sam na sam. "Wasik" był aktywny, oddał kilka groźnych strzałów, jednak brakowało mu niestety najważniejszej dla snajpera cechy - skuteczności. Łukowski z kolei, który zagrał pierwszy raz od blisko półtora miesiąca, znowu "spalił się", z wrażenia aż plątały mu się nogi. Jednym słowem zawiódł.

    Ale nie on jeden - bardzo słabo zagrali zwłaszcza Stolc, Wiszniewski i Melaniuk. Niczym szczególnym nie popisał się też Gronowski z Żukiem, ale ten duet w 82 minucie wypracował przynajmniej trzecią bramkę dla Lechii. Pierwszy zacentrował z prawej strony, a drugi z bliska skierował piłkę do siatki. To był jedyny przerywnik panującej w końcówce na boisku nudy. Bo chociaż skrytykowaliśmy młodych, to ich starsi koledzy tylko dreptali po murawie i czekali na końcowy gwizdek jak na zbawienie. Tak doświadczeni zawodnicy zupełnie zapomnieli o tym, że blisko dwutysięczna publiczność przyszła obejrzeć nie tylko wygraną Lechii, ale i ciekawe widowisko, walkę o jak najkorzystniejszy wynik i ambitną grę do końca. Doczekała się tylko wygranej.

    Piotr Klecha, trener Wisły Tczew: - "Napędziliśmy Lechii trochę strachu i z tego jestem bardzo zadowolony. Bramki, jak to zwykle bywa, padły po błędach. Szkoda, że nie miałem dzisiaj dnia konia, jak chociażby w Połchowie, gdyż mogłem wybronić znacznie więcej. Ale i tak chwała moim chłopakom za takie zaprezentowanie się. Cieszy mnie zwłaszcza, że się nie przestraszyli. Proszę się nie dziwić, że przyjęliśmy styl mocno defensywny - musieliśmy się schować, to była nasza jedyna szansa. W środku pola grało trzech juniorów, a młodych zawsze ponosi fantazja. Pamiętajmy, że dwa dni przed rozpoczęciem ligi miałem do dyspozycji dziesięciu ludzi. Nie mieliśmy ani sparingów, ani okresu przygotowawczego. Jeszcze w ubiegłym sezonie w Wiśle grano za pieniądze, dzisiaj nie mamy nawet wody do picia po treningu. Dlatego nawet ta jedna bramka sprawiła chłopakom wielką radość. Wśród nich jest kilka utalentowanych zawodników i kto wie, może kiedyś przyjdą do Lechii. Ja też zresztą mam nadzieję kiedyś tu jeszcze wrócić".

    Jerzy Jastrzębowski, trener Lechii Gdańsk: - "Przestrzegałem przed Wisłą i potwierdziło się, że nie jest to zespół przypadkowych ludzi. Nie wiem o czym myśleliśmy przy prowadzeniu 1:0, ale przy stracie gola ewidentnie zawinił Urbański. Niepokojące jest jednak przede wszystkim to, że ci, którzy zazwyczaj grają mniej, a dzisiaj otrzymali swoją szansę, nie spełnili moich oczekiwań. Niestety nie wszyscy radzą sobie z presją i podczas meczów nie potrafią zaprezentować swoich umiejętności, tego co pokazują na treningach. W takim klubie jak Lechia kadra musi być mocna i stabilna, dlatego kto nie będzie pasował, temu w przerwie zimowej podziękujemy. Rozważania, czy absencje Kobusa i Widzickiego osłabiły zespół nie mają sensu - nie wiemy przecież jak oni by zagrali. Na koniec mogę tylko powiedzieć, że wszystko co piękne rodzi się w bólach".

    WIĘKSZOŚĆ ZA ARKĄ

    Gdy na zakończenie konferencji prasowej Robert Brodacki z Biznes Partner Klubu ofiarował trenerowi gości kilkanaście sztuk biuletynu meczowego "Biało-Zieloni" z prośbą o przekazanie swoim zawodnikom, Piotr Klecha odparł: - "A dziękuję bardzo, przekażę, choć... chłopacy prawie wszyscy za Arką".