Raport meczowy: Lechia Gdańsk - Gedania Gdańsk | Kolejka 11 | 2003/04 IV Liga - Gr. pomorska
2003/04 IV Liga - Gr. pomorska2003/04 IV Liga - Gr. pomorska

Lechia Gdańsk vs Gedania Gdańsk
2 1

Więcej info

Data meczu: sobota, 11 październik 2003
Godz. meczu: 14:00 h
Stadion: Stadion T29 w Gdańsku
Sędzia: Tomasz Cwalina
 
Widzów : 5.000

Skład wyjściowy

Bramkarz
Obrońca
Pomocnik
Napastnik

Pierwszy trener

Zmiany

    Oś czasu

    Min. zmiany 46 ::<img src='/images/com_joomleague/database/events//in.png' />Bartłomiej Stolc <br> <img src='/images/com_joomleague/database/events//out.png' />Robert Morka Min. zmiany 52 ::<img src='/images/com_joomleague/database/events//in.png' />Przemysław Urbański <br> <img src='/images/com_joomleague/database/events//out.png' />Paweł Żuk Min. zmiany 83 ::<img src='/images/com_joomleague/database/events//in.png' />Marek Kowalski <br> <img src='/images/com_joomleague/database/events//out.png' />Zbigniew Kobus GOL Min. 66 ::<img src='/images/com_joomleague/database/persons/kobus_zbigniew.jpg' height='40' width='40' /><br />Zbigniew Kobus GOL Min. 62 ::<img src='/images/com_joomleague/database/persons/kobus_zbigniew.jpg' height='40' width='40' /><br />Zbigniew Kobus Żółta kartka Min. 0 ::<img src='/images/com_joomleague/database/persons/zuk_pawel.jpg' height='40' width='40' /><br />Paweł Żuk Żółta kartka Min. 0 ::<img src='/images/com_joomleague/database/persons/gasiorowski_marcin_2.jpg' height='40' width='40' /><br />Marcin Gąsiorowski Żółta kartka Min. 0 ::<img src='/images/com_joomleague/database/persons/urbanski_przemyslaw.jpg' height='40' width='40' /><br />Przemysław Urbański

    Wydarzenia


     Podsumowanie

    Bramka (Gedania):

    Szymański 35’

    Żółta Kartka (Gedania):

    Galant, Jakubiak

    Skład (Gedania):

    Biecke - Jakubiak, Górski, Stasiuk, Cirkowski, Laskowski, Galant (89’Szydłowski), Woszczyna (82’Thomas), Szymański (75’Warelis), Adamus (82’Janzen), Hartman

    Relacja (Lechia.gda.pl):

    Takiego spotkania nie było na Traugutta od lat. Tłumy kibiców na trybunach obejrzały wyborny pod każdym względem, emocjonujący i dramatyczny spektakl, który początkowo układał się dla gospodarzy wyjątkowo niekorzystnie. Do przerwy Gedania prowadziła po golu wypożyczonego z Lechii Marcina Szymańskiego, ale w drugiej części wystarczyło pięć minut dekoncentracji w obronie, aby biało-zieloni przechylili szalę zwycięstwa na swoją korzyść. Zbigniew Kobus potwierdził, że nawet nie spisując się rewelacyjnie potrafi rozstrzygać o losach spotkań, z czego zasłynął ubiegłej wiosny w Gryfie Wejherowo. W nagrodę z 11 bramkami został liderem klasyfikacji strzelców, a Lechia Gdańsk liderem czwartej ligi.

    Zaczęło się ostro, od demonstracji siły. Już w pierwszym kwadransie pierwszoligowy arbiter Tomasz Cwalina pokazał trzy żółte kartki, wszystkie za brutalne faule i wszystkie w rejonie urzędowania lewoskrzydłowego Pawła Żuka. Pierwszą otrzymał właśnie on, dwie następne już gedaniści - Paweł Jakubiak i Krzysztof Galant. Sportową dominację od początku narzuciła jednak Lechia. W 5 minucie Marek Szutowicz główkował zbyt lekko, żeby sprawić jakąkolwiek trudność Kamilowi Biecke, a już minutę później z ładnej akcji Marka Widzickiego nie skorzystał Zbigniew Kobus, który przed polem karnym źle przyjął piłkę.

    13 minuta przyniosła pierwszą groźniejszą sytuację dla gości. Po dośrodkowaniu Marka Cirkowskiego z rzutu wolnego pogubiła się obrona Lechii i dopiero Marcin Kaczmarek wyekspediował piłkę spod nóg będącego bardzo blisko bramki Marcina Szymańskiego. Ale to po przeciwnej stronie z każdą minutą robiło się coraz groźniej. Lechistom było jednak na tyle ciężko przebić się w pole karne - nie udawało się to na przykład szarżującemu Szutowiczowi - że zaczęli próbować uderzeń z dystansu. Ładnymi i zaskakującymi strzałami zza pola karnego popisali się Widzicki i Żuk, ale obaj minimalnie chybili. W 20 minucie Kaczmarek dobrze podał do Kobusa, którego po profesorsku powstrzymał rozgrywający w pierwszej połowie znakomity mecz Grzegorz Górski. Były lechista był nie do przejścia, zwłaszcza dla wychowanka Rodła Kwidzyn.

    W 25 minucie Sławomir Matuk wybił piłkę z pola karnego prosto pod nogi Daniela Laskowskiego, a ten w ciągu kilku sekund oddał kąśliwy strzał - skończyło się jednak na rzucie rożnym. Lechiści odpowiedzieli groźnie bitymi przez Kobusa kornerami, po których ze swojej dobrej gry w powietrzu użytek próbował zrobić Widzicki. W 30 minucie dwójkową akcję Kobusa z Widzickim w ostatniej chwili doskonale powstrzymał Paweł Jakubiak. Z błyskawiczną kontrą wyszli Błażej Adamus i Szymon Hartman, jednak zabrakło wykończenia. W 33 minucie Lechia stanęła przed swoją najlepszą szansą. Po otrzymaniu podania od Tomasza Borkowskiego Szutowicz z prawej strony pola karnego dograł do znajdującego się 3 metry przed bramką Kobusa, ten jednak nie zdołał nawet oddać strzału, piłka przeleciała dalej...

    35 minuta wstrząsnęła liczną zgromadzoną tego dnia na Lechii publicznością. W środkowej strefie boiska Kobus otrzymał podanie od Żuka, ale nie opanował piłki, dzięki czemu Krzysztof Galant natychmiast wyszedł z akcją. Przed polem karnym zagrał na lewo do Marcina Szymańskiego, a ten ruszył do przodu i uderzył z 15 metrów w długi róg. Piłka wtoczyła się po murawie do bramki i było 1:0 dla Gedanii! Będący na rocznym wypożyczeniu z Lechii 19-letni wychowanek Krzysztofa Słabika, jeszcze parę miesięcy temu grający na Traugutta w juniorach starszych, zaprezentował trybunom podkoszulek z napisem "TERAZ GEDANIA". To nie przysporzyło mu sympatyków. - "Chodziło o pokazanie dla kogo teraz gram" - wyjaśnił tę sytuację Szymański. - "Także o okazanie wdzięczności prezesom oraz trenerowi za danie mi szansy gry w tak dobrym zespole. Do Lechii wracać nie zamierzam, bo w tym klubie wszyscy oprócz Jarosława Pajora traktowali mnie zawsze jak niepotrzebnego zawodnika, poza tym nic nie było zorganizowane jak należy. Ale doceniam zaangażowanie kibiców, zwłaszcza piękną oprawę dzisiejszego meczu".

    Mimo że po bramce stadion opanował ogłuszający, budujący doping dla Lechii, musiało potrwać parę minut, nim gospodarze otrząsnęli się z szoku. Usatysfakcjonowana wynikiem Gedania nadal grała z kontry. W 40 minucie akcja Hartmana i Laskowskiego zakończyła się niecelnym strzałem tego ostatniego. Później kunsztem bramkarskim wykazywać musiał się Biecke - najpierw po rzucie wolnym Żuka, następnie po zespołowej akcji zakończonej przez Kaczmarka - w obu przypadkach golkiper Gedanii zdołał wybić jednak piłkę na rzut rożny. Połowa zakończyła się główką Janusza Melaniuka po dośrodkowaniu Żuka z rzutu rożnego. Futbolówka przeleciała ponad poprzeczką i na przerwę w znacznie lepszych nastrojach schodzili podopieczni Andrzeja Busslera.

    Jerzy Jastrzębowski nie miał wyjścia - musiał dokonać zmian. Ściągnął z boiska Roberta Morkę i zastąpił go napastnikiem, Bartłomiejem Stolcem. - "Nie zdjąłem Roberta dlatego, że grał słabo. To była zmiana taktyczna, trzeba było wzmocnić ofensywę" - powiedział trener Lechii, która drugą połowę rozpoczęła w ustawieniu 3-5-2. W pierwszych minutach nie przyniosło to większych zmian w grze, ale w 52 minucie z powodu urazu kostki boisko zmuszony był opuścić Żuk. Jego miejsce zajął Przemysław Urbański, który rozruszał ofensywę. Przypomniały się czasy, gdy był głównym motorem napędowym drużyny.

    W 53 minucie rozpoczęło się trzyminutowe, totalne oblężenie bramki gedanistów. Biało-zieloni wykonywali jeden rzut rożny za drugim, po każdym było gorąco, ale kibice, odpalający w tym czasie race i wspomagający swoich idoli głośnym dopingiem, nie mogli doczekać się celnego trafienia. Najbliższy szczęścia był Kaczmarek, po główce którego futbolówkę już niemal z bramki wybił Dariusz Stasiuk. Oczywiście na kolejny korner. Na koniec jeszcze z całej siły z 20 metrów uderzał Urbański, ale trafił w jednego z defensorów. Dążący do wyrównania lechiści musieli być jednak bardzo czujni na zakusy Gedanii, dzielnie broniącej się i czyhającej na dogodny moment do zadania decydującego ukłucia. W 56 minucie Hartman ograł w indywidualnym pojedynku bardzo niepewnie grającego momentami Matuka i dopiero skuteczna interwencja w polu karnym Kaczmarka zapobiegła mogącej nastąpić tragedii.

    Minęły dwie trzecie spotkania, a Gedania nadal prowadziła na Traugutta. W jednej chwili nastąpił przełom! 62 minuta - Tomasz Borkowski z 20 metrów wrzucił w pole karne górną piłkę, której nie sięgnął defensor gości. Szutowicz głową odegrał pod bramkę do pozbawionego opieki Kobusa, który również głową skierował futbolówkę do siatki! 1:1, a oszalały z radości zawodnik pobiegł świętować zdobycie tej ważnej bramki pod najgłośniejszy sektor na stadionie. Dotąd konsekwentna i stanowcza w swoich poczynaniach defensywa Gedanii zupełnie przestała panować nad wydarzeniami na boisku. I tę chwilę słabości, gdy obrońcy najstarszego gdańskiego klubu zaczęli grać niesłychanie nerwowo i nie potrafili wybijać nawet najprostszych piłek, wykorzystali lechiści. 66 minuta - Melaniuk miękko i bardzo precyzyjnie zacentrował z prawej flanki, a Kobus po raz drugi skutecznie uderzył z czterech metrów głową! Zaspali środkowi obrońcy i bramkarz Biecke. W ciągu niespełna pięciu minut losy gry odwróciły się o 180 stopni!

    Na fali tej dobrej passy Lechii i załamania Gedanii groźnie było jeszcze po akcjach Urbańskiego i Melaniuka, ale goście zdołali wybronić się przed trzecią stratą z rzędu. Po bardzo emocjonującym okresie, na 10 minut zrobiło się dość nudno, ale przecież lechiści nie musieli już forsować tempa, teraz ruch należał do ich rywali. Ci jednak zupełnie nie mieli idei na przeprowadzenie akcji, dzięki której mogliby doprowadzić przynajmniej do wyrównania. Długie prostopadłe, jakby nieadresowane do nikogo wrzutki, nie mogły być sposobem na defensywę Lechii. W 79 minucie znów było więc niebezpiecznie w polu karnym Gedanii. Kobus podał na czystą pozycję do Stolca, jednak Bieckie popisał się dobrym refleksem i wślizgiem zapobiegł niebezpieczeństwu zanim jeszcze napastnik Lechii zdążył dotknąć piłkę. W tej samej minucie golkiper przyjezdnych dobrze wybronił jeszcze strzał w środek bramki Widzickiego.

    Posiadająca w trakcie całego meczu dużą przewagę Lechia na końcowe minuty zupełnie niepotrzebnie oddała inicjatywę rywalom. Było to bardzo ryzykowne i mogło skończyć się niedobrze, gdyż na Traugutta bramki w końcówkach potrafiły zdobywać już dużo słabsze zespoły od Gedanii. W 81 minucie piłka dwukrotnie niebezpiecznie przechodziła przez pole karne lechistów, na koniec Rafał Warelis strzelił nawet w poprzeczkę, tyle że już po gwizdku. Trzy minuty później z rzutu wolnego z 22 metrów blisko słupka uderzał Laskowski. Właśnie dzięki temu piłkarzowi Gedania mogła w końcowych minutach doprowadzić do wyrównania, z jego dynamiką i nienaganną techniką nie potrafili sobie poradzić ani Marcin Gąsiorowski, ani Urbański, zresztą obaj otrzymali żółte kartki za faule na wychowanku gdyńskiej Arki.

    W 90 minucie Laskowski popisał się przebojową prawostronną akcją, ograł dwójkę wyżej wymienionych lechistów, ale zamiast podać lepiej ustawionym kolegom, zdecydował się na strzał, który poszybował wysoko nad bramką. W 92 minucie zagrał głęboko w pole karne do wprowadzonego na boisko 10 minut wcześniej Tomasza Janzena. Ten dostawił głowę i... gol? Nie, na szczęście piłka przeszła centymetry obok słupka. Mateusz Bąk czekał na linii bramkowej jak na przeznaczenie, obok Janzena nie było też żadnego obrońcy - dopiero po sekundzie dobiegł operujący w tej strefie, lecz spóźniony Matuk. Lechiści mieli ogromny fart, ta chwila nieuwagi mogła zniweczyć cały ich wysiłek.

    Lechia nie zagrała olśniewającego meczu, indywidualne cenzurki nie wypadłyby w wielu przypadkach zbyt pozytywnie. Strzał Szymańskiego z pierwszej połowy, po którym Gedania wyszła na prowadzenie, był jedynym celnym oddanym w światło bramki Bąka. Biało-zieloni grali jednak zespołowo przeciwko mocnemu, bardzo zmobilizowanemu rywalowi, który wysoko zawiesił poprzeczkę wymagań. Dodatkowo na słowa uznania zasługuje to, iż przegrywając pół godziny przed końcem meczu lechiści potrafili nie tylko doprowadzić do wyrównania, ale nawet sięgnąć po niezwykle cenny w ich sytuacji komplet punktów. Konsekwentne szturmowanie bramki Gedanii i zastosowane przez trenera Jastrzębowskiego roszady przyniosły pożądany skutek. Na medal spisali się też kibice, przychodząc na stadion w największej od blisko trzech lat ilości i tworząc fantastyczną atmosferę, w jakiej niejeden obecny na boisku piłkarz nie miał jeszcze okazji grać. Mimo marnej, deszczowej pogody, chyba każdy wracał do domu zadowolony. Oby jak najwięcej takich widowisk.

    Andrzej Bussler, trener Gedanii Gdańsk: - "No cóż... Derby Gdańska pierwszy raz po dłuższym czasie, szkoda że przystąpiliśmy do nich osłabieni. Nie mogłem skorzystać z kontuzjowanych Heringa i Podgórniaka, a Galant występował z urazem pachwiny. Mieliśmy jeden cel - przyjechać na Lechię jako lider i wyjechać jako lider. To się jednak nie udało, a błędy kosztowały nas utratę punktów i zajmowanej dotąd pozycji. W pierwszej połowie wyprowadziliśmy trzy groźne kontrataki, z czego jeden zakończył się golem. Po przerwie Lechia przycisnęła i ostatecznie dało jej to zwycięstwo, na które zresztą zasłużyła".

    Jerzy Jastrzębowski, trener Lechii Gdańsk: - "Mecz meczowi nierówny. Bardzo przestrzegałem moich zawodników, że tym razem nie będzie już tak łatwo jak tydzień temu, gdy rozgromiliśmy trzeci w tabeli Orkan Rumia 8:1. Gedania to solidny zespół i grało nam się bardzo ciężko. Pierwsza połowa przebiegała w 90 procentach pod nasze dyktando, ale nie potrafiliśmy stworzyć dobrych sytuacji. Później nie było już czego bronić, trzeba było zmienić koncepcję. To zdało egzamin - heroiczny zryw dał nam zwycięstwo. Najbardziej cieszy, że zespół potrafił się podnieść. Oba kluby potwierdziły, że nieprzypadkowo są tak wysoko w tabeli. Zwracam też uwagę na fakt, iż w Gedanii zagrało dwóch zawodników Lechii, jeden strzelił nawet bramkę. Być może chcieli mi udowodnić, że powinienem ich zmieścić w naszej kadrze. Dowodzi to jednak tego, iż poziom kadry Lechii jest wysoki".