Raport meczowy: Lechia Gdańsk - Bałtyk Gdynia | Kolejka 16 | 2003/04 IV Liga - Gr. pomorska
2003/04 IV Liga - Gr. pomorska2003/04 IV Liga - Gr. pomorska

Lechia Gdańsk vs Bałtyk Gdynia
2 1

Więcej info

Data meczu: sobota, 15 listopad 2003
Godz. meczu: 12:00 h
Stadion: Stadion T29 w Gdańsku
Sędzia: Piotr Kurowski
 
Widzów : 3.000

Skład wyjściowy

Bramkarz
Obrońca
Pomocnik
Napastnik

Pierwszy trener

Zmiany

    Oś czasu

    Min. zmiany 13 ::<img src='/images/com_joomleague/database/events//in.png' />Marek Wasicki <br> <img src='/images/com_joomleague/database/events//out.png' />Bartłomiej Stolc Min. zmiany 46 ::<img src='/images/com_joomleague/database/events//in.png' />Janusz Melaniuk <br> <img src='/images/com_joomleague/database/events//out.png' />Jakub Gronowski Min. zmiany 59 ::<img src='/images/com_joomleague/database/events//in.png' />Jakub Wiszniewski <br> <img src='/images/com_joomleague/database/events//out.png' />Robert Morka GOL Min. 83 ::<img src='/images/com_joomleague/database/persons/melaniuk_janusz.jpg' height='40' width='40' /><br />Janusz Melaniuk GOL Min. 61 ::<img src='/images/com_joomleague/database/persons/wiszniewski_jakub.jpg' height='40' width='40' /><br />Jakub Wiszniewski Żółta kartka Min. 0 ::<img src='/images/com_joomleague/database/persons/morka_robert.jpg' height='40' width='40' /><br />Robert Morka

    Wydarzenia


     Podsumowanie

    Bramka (Bałtyk):

    Sikorski 80’

    Żółta Kartka (Bałtyk):

    Grzesiuk

    Skład (Bałtyk):

    Tomaszewicz - Wasielewski, Klemczyk, Komorowski, Kaleta (46’Grzesiuk), Penar, Dobrzyński (83’Szmidt), Sikorski, Knioch (60’Chmieliński), Figura (70’Kudyba), P.Wiszniewski

    Relacja (Lechia.gda.pl):

    Dwóch wprowadzonych po przerwie przez Jerzego Jastrzębowskiego rezerwowych nastolatków zapewniło Lechii Gdańsk zwycięstwo nad Bałtykiem Gdynia. Gdy w 80 minucie meczu 18-letni gdynianin Maciej Sikorski popisał się fantastycznym uderzeniem z dystansu i nie bez winy bramkarza Lechii doprowadził do remisu 1:1, można było snuć najczarniejsze wizje. Biało-zieloni zawsze grają jednak do końca, a Bałtyk jest kolejnym zespołem, który boleśnie przekonał się o tym na własnej skórze. Derby nie zachwyciły swoim poziomem, a większych emocji dostarczyły jedynie w końcówce. Targana niepokojami Lechia wyraźnie przeżywa kryzys formy, ale dzięki całkiem niezłej grze w drugiej połowie nie dopuściła do kolejnej straty punktów.

    W swych obfitujących w sukcesy długoletnich historiach Lechia i Bałtyk rywalizowały już na szczeblach pierwszo-, drugo- i trzecioligowym. W najbardziej pesymistycznych wizjach nie można było w żadnym z tych momentów przypuszczać, że nadejdzie dzień, w którym oba kluby zagrają o punkty w jeszcze niższej klasie rozgrywkowej. Taka jest jednak rzeczywistość 2003 roku, a stojąca na bardzo niskim poziomie pierwsza część gry nie pozwalała ani na chwilę zapomnieć o czwartoligowej zaledwie stawce tego meczu.

    Złożona z wielkoludów obrona gdynian (wzrost czwórki defensorów: 188, 191, 185 i 177 centymetrów, ale wszystkich przebił wprowadzony w przerwie, blisko dwumetrowy Karol Grzesiuk) tworzyła mur, przez który lechistom prawie nie udawało się przebić. Słusznie próbowano gry skrzydłami, gdyż tylko wtedy robiło się groźniej pod bramką gości. Dobrze spisywał się zwłaszcza Jakub Gronowski, nagrodzony grą w pierwszej jedenastce za dwa dobre ostatnie występy. Wychowanek Bałtyku operował na prawym skrzydle i przed przerwą był jednym z najlepiej spisujących się lechistów - to z jego strony czyhało na gdynian największe zagrożenie. O dziwo, w drugiej odsłonie nie ujrzeliśmy już go boisku.

    Bałtyk, który opanowywał chwilami środek pola, praktycznie nie potrafił przedostać się w pole karne gospodarzy lub zmusić Mateusza Bąka do poważniejszego wysiłku. Obrona Lechii, w przeciwieństwie do spotkania w Chojnicach, spisywała się bez zarzutu. Gdańszczanie mieli wyraźną przewagę, ale na dobrą sprawę - jeśli zapomnimy o zablokowanych uderzeniach, szybko naprawianych pomyłkach obrońców Bałtyku, strzałach po gwizdku i tym podobnych pozornych zagrożeniach - do przerwy bliscy objęcia prowadzenia byli tylko dwukrotnie. W 32 minucie po faulu na Marku Szutowiczu do rzutu wolnego z 20 metrów podszedł grający dziś w środku pola Paweł Żuk. Przepięknie uderzył lewą nogą ponad murem w samo okienko, ale Roman Tomaszewicz rewelacyjnie wybił ręką futbolówkę na rzut rożny.

    Jeszcze goręcej było w 40 minucie. Długie krzyżowe podanie Roberta Morki trafiło do Przemysława Urbańskiego, który nie dając powstrzymać się stoperowi Bałtyku przecisnął się pod samą bramkę. Tomaszewicz fenomenalnie wybronił z bliska jego uderzenie, a w polu karnym powstało olbrzymie zamieszanie - bez powodzenia strzelał Szutowicz, po czym gościom udało się w końcu wyekspediować futbolówkę poza obręb "szesnastki". Marcin Kaczmarek nie przerwał inicjacji kolejnej akcji, mimo że w środku pola karnego leżał kontuzjowany Karol Wasielewski. Zagrał do Marka Wasickiego, który także niewiele przejmując się niesprawnym rywalem uderzył na bramkę. Niecelnie. Bramkarz Tomaszewicz pobiegł w kierunku "Wasika" niemalże z pięściami. Rzeczywiście, pozostał pewien niesmak i wstyd, że zasady fair-play na Traugutta przeszły do lamusa.

    Na szczęście po przerwie, zamiast tego typu incydentów, znacznie więcej było ciekawej gry i sytuacji podbramkowych. Już w 50 minucie Tomaszewicz frunął w powietrzu niczym ptak, ale miał szczęście, że bardzo ładny strzał Żuka z 22 metrów nieznacznie minął bramkę. Pięć minut później Tomasz Borkowski doskonale zagrał pod bramkę, ale niemogący przełamać się Wasicki z najbliższej odległości trafił w golkipera, z kolei dobitkę Szutowicza enty raz zablokowali obrońcy. Gdynianie musieli pomyśleć w tym momencie - teraz albo nigdy.

    Dotąd skryci na własnej połowie i raczej nieśmiało próbujący swoich szans, nagle ruszyli do przodu. Najpierw z trudnej pozycji uderzył Przemysław Wiszniewski, ale Bąk pewnie obronił. Minutę później kolejna kontra i kompletnie sam na lewej flance P. Wiszniewski (gdzie był Morka?) podał poprzecznie do będącego po przeciwnej stronie Marka Penara. Ten miał tyle czasu i miejsca wokół siebie (gdzie był Marcin Gąsiorowski z Urbańskim?), że spokojnie przyjął, ruszył jeszcze kilka metrów do przodu i mając przed sobą jedynie Bąka fatalnie przestrzelił. Przed oczami stanęły te same sceny, które miały miejsce podczas meczu z KP Sopot.

    To był przełomowy moment spotkania, gdyż po chwili pogubiony Morka zasiadł na ławce rezerwowych, a na boisku pojawił się Jakub Wiszniewski. Nie minęło nawet 150 sekund, a już cały stadion wiwatował na jego cześć! Wasicki popisał się lewostronną akcją i świetnie zagrał na środek do pozbawionego opieki kolegi, z którym nie tak dawno występował w reprezentacji U-16. Wiszniewski silnie uderzył z pierwszej piłki w długi róg i było 1:0!

    19-latek rozgrywał swoje najlepsze spotkanie w tej rundzie, ożywił środek pola jak nigdy wcześniej. Po paru kolejnych minutach mógł mieć na koncie następne bramki, gdyby nie wybornie dysponowany Tomaszewicz. W 64 minucie Jakub Wiszniewski strzelał z bliska po akcji Szutowicza z Urbańskim, ale golkiper Bałtyku świetnie interweniował nogami. Pięć minut później znalazł się przed nim w sytuacji sam na sam, ale znów lepszy był Tomaszewicz. Wprawdzie Wasicki zdołał jeszcze wyłuskać piłkę i trafić do siatki, ale sędzia orzekł, z czym nie chciał później zgodzić się trener Jerzy Jastrzębowski, iż faulował przy tym bramkarza.

    Gdy wszystko powoli zmierzało do osiągnięcia przez Lechię skromnego zwycięstwa, 10 minut przed końcem stała się rzecz niewiarygodna. Znajdujący się na 30. metrze Maciej Sikorski, mając kawałek wolnej przestrzeni, uderzył na bramkę, a piłka nieoczekiwanie wpadła wprost pod poprzeczkę! Szał radości piłkarzy i kibiców Bałtyku oraz gesty tryumfu trenera Mirosława Zimnego. W szeregach Lechii natomiast niedowierzanie. Obecny na spotkaniu Artur Jażdżewski, który tydzień temu wygrał z lechistami jako bramkarz Chojniczanki, nie miał wątpliwości. - "Gol obciąża konto bramkarza. Strzał oddano ze znacznej odległości, był piękny, ale niezbyt silny. Bąk miał czas, żeby zrobić dwa kroki w tył i dopiero wtedy interweniować. A on skoczył do piłki stojąc około pięciu metrów przed bramką. Podejmując taką decyzję był bez szans" - ocenił.

    W ciągu minuty Bałtyk mógł pogrzebać lechistów, gdyż przeprowadził akcję, po której Bąk sparował uderzoną w jego kierunku piłkę na poprzeczkę. Lechia ma jednak szczęście i uwielbia wychodzić cało z podobnych opresji. W 83 minucie nieatakowany Kaczmarek doszedł pod niemal same pole karne i zagrał prostopadle do Janusza Melaniuka. Ten dopadł do piłki przed próbującym zmniejszyć kąt strzału Tomaszewiczem i miękko ją nad nim przerzucił. Zrobił to na tyle sprytnie i precyzyjnie, że odbita jeszcze od słupka wylądowała w bramce! Lechia znów objęła prowadzenie, a gdynianie byli kompletnie załamani tak szybką utratą wielkiej szansy.

    Do końca meczu atakowali już prawie tylko lechiści (Szutowicz, Melaniuk, Wasicki, podłączać zaczął się też Gąsiorowski), niemniej mając w pamięci bramkę Sikorskiego każdy kibic z niepokojem wyczekiwał ostatniego gwizdka. Gdy ten wreszcie nastąpił, można było odetchnąć z ulgą. Mimo osłabienia (zabrakło wyrzuconego Zbigniewa Kobusa oraz kontuzjowanego Marka Widzickiego) Lechia zainkasowała niezwykle ważny komplet punktów. Przed zakończeniem rundy pozostał już tylko trudny mecz w Malborku.

    Mirosław Zimny, trener Bałtyku Gdynia: - "Derby Lechii z Bałtykiem mają to do siebie, że ich ciężar gatunkowy zawsze jest duży. Dla mojego zespołu olbrzymią przyjemnością i przeżyciem było uczestnictwo w takim meczu, toczonym w tak okazałej atmosferze. Takie spotkania moglibyśmy rozgrywać co tydzień. Przegraliśmy zasłużenie, ale i tak jestem zadowolony, gdyż Bałtyk zaprezentował się dobrze. Nie uważam, żeby sędziowie popełnili jakieś poważne błędy. Po prostu bardzo dobrze skracamy pole gry i jesteśmy zespołem, który chyba najlepiej opanował sztukę łapania przeciwnika na spalone. Wiele osób plotkuje na różne sprawy, jednak nikt nie widzi. Ja jestem poza tym wszystkim, mnie interesuje tylko rozwój i gra mojej drużyny. Dziś była okazja, żeby zaprezentować koncepcję budowy Bałtyku w oparciu o skromne środki, którymi dysponujemy. Jestem przekonany, że idąc tą drogą za dwa lata będziemy w czołówce IV ligi".

    Jerzy Jastrzębowski, trener Lechii Gdańsk: - "W naszym wykonaniu były to jakby dwa mecze w jednym. W pierwszej połowie gra była słaba, w drugiej natomiast już zdecydowanie lepsza, z większą ilością stwarzanych sytuacji podbramkowych. Nie wiem jak to się dzieje, że dostajemy bramki albo filmowe, albo takie, które nie powinny padać. Rywale zdobyli dziś pięknego gola, ale nasza wygrana jest sprawiedliwa. Po przerwie nie tylko my zaczęliśmy grać znacznie lepiej, Bałtyk także. Gościłem na meczu Gedania-Bałtyk i byłem teraz zaskoczony, że gdynianie potrafią grać tak dobrze i z takim zaangażowaniem. Cieszę się, że zmiany okazały się trafne. Kuba Wiszniewski zagrał przeciwko Wiśle Tczew niezadowalająco, dzisiaj jednak ożywił nasze poczynania. Młodzi prezentują nieustabilizowaną formę, ale przeciwko Bałtykowi spisali się dobrze".