W to wyludnione i naznaczone chaosem, smrodem trupów i rozkładającej się padliny miejsce wraz z najeźdźcami przybyli jej przyszli mieszkańcy – Polacy. Początkowo byli to ludzie mający szybko przygotować miasto do w miarę normalnego życia czyli nieliczne komunistyczne władze oraz urzędnicy i inżynierowie – Polacy mający nadzieję na zbudowanie nowej demokratycznej i wolnej Polski. Dopiero w późniejszym okresie propagandy komunistycznej (choć nie tak silnej jak w zachodnich częściach „ziem odzyskanych”), mówiącej o powrocie Gdańska do Macierzy, przybyli tu dotychczasowi mieszkańcy polski centralnej oraz byli mieszkańcy przesiedleni z zagrabionych przez sowietów polskich terenów na kresach w tym Wilna i Lwowa. Ludzie Ci marzyli o lepszym życiu w mieście, które w ich umysłach było miejscem o dużych możliwościach. Jakież musiało być ich zdziwienie gdy ujrzeli zgliszcza i zniszczenie.
Do czołowych zadań w odbudowie zniszczonego Gdańska i młodziutkiej Gdyni, należało niewątpliwie szybkie uruchomienie portów. Palące potrzeby gospodarcze, jak przyjęcie transportów UNRRA i eksport polskiego węgla, zdecydowały o niemal natychmiastowym podjęciu robót, mających zapewnić eksploatacje portów. Należało od razu podjąć cały kompleks spraw jak: otwarcie wejść do portów, usunięcie wraków, rozminowanie terenów, usunięcie przeszkód na drogach komunikacyjnych, wykonanie nowych dróg objazdowych, mostów itp.
Pełnomocnikiem Rządu do spraw odbudowy portów został mianowany inż. Władysław Szedrowicz, Kierownik Morskiej Grupy Operacyjnej. To właśnie on zainicjował utworzenie specjalnego aparatu projektowo – wykonawczego, organizując instytucję pod nazwą Biuro Odbudowy Portów. Naczelne kierownictwo techniczne objął inż. Witold Tubielewicz, były naczelnik przedwojennego Urzędu Morskiego w Gdyni. Wraz z nimi staje do pracy zespół inżynierów specjalistów budownictwa morskiego. Pierwsza ekipa B.O.P. jest nieliczna a organizacja przedsiębiorstwa pusta.
Dewastacja portów, zwłaszcza w Gdyni była tak duża, że wykonanie poważnych robót morskich przekraczało możliwości kraju, nie dysponującego przecież większą ilością fachowców wyspecjalizowanych w budownictwie morskim i – co było bardzo ważne – będącego w stanie wykonać roboty szybko. Ponadto decydowały nie tylko względy ludzkie i techniczne, ale także budżetowe, bowiem szybka odbudowa portów wymagała dużego wysiłku finansowego, przewyższającego nasze możliwości. W tej sytuacji zawarto odpowiednie umowy z firmą duńską Højgaard i Schulz, która budując częściowo port w Gdyni przed wojną, również po jej zakończeniu wykonała tutaj poważne prace.
B.O.P. rozrosło się w przeciągu roku 1946 do rozmiarów dużego przedsiębiorstwa, obejmującego szereg różnorakich robót i spraw, nie zawsze związanych tylko z pracą skierowaną na odbudowanie portów. Biuro pomagało przy wszelkich pracach inżynierskich na terenie Miasta, załatwiało i legalizowało posiadanie mieszkania dla pracowników. Posiadało także własną uzbrojoną straż, nie posiadającą wprawdzie własnego umundurowania lecz posiadającą opaski na ramię z napisem BOP. Wśród przebywających w tym czasie jeszcze w Gdańsku żołnierzy radzieckich (tych umiejących czytać) wywoływało to zadziwienie, iż polskie władze pozwalają bezkarnie w biały dzień paradować złodziejom (BOP po rosyjsku czyt. [wor] – złodziej). Trzeba pamiętać, że był to ciężki okres w życiu miasta. Bardzo dużym problemem było dostanie podstawowych środków do życia, np. takich jak żywność. W tym sensie B.O.P. był największym przedsiębiorstwem na Wybrzeżu umożliwiającym jako taką egzystencję większej ilości pracowników, prowadził stołówkę pracowniczą i racjonował żywność m.in. jako zapłata. Otrzymanie pracy w tymże przedsiębiorstwie mogło nobilitować i na pewno pracownicy Biura byli postrzegani jako „ludzie sukcesu” nie tylko w Gdańsku, Gdyni czy Szczecinie, ale w całym kraju.