Colors: Orange Color

Lechia Gdańsk zakończyła rok porażką. W dużej mierze Biało-Zielonym zabrakło konkretów w ofensywie oraz... impulsu z ławki rezerwowych. Zresztą trener Grabowski dokonał tylko dwóch zmian, co pokazuje, że transfery zimą są konieczne. Koniec końców na minioną rundę należy spojrzeć jednak pozytywnie - jeszcze pół roku temu nie było nawet wiadomo, czy Lechia do rozgrywek I ligi przystąpi. 

Czytaj więcej: Mecz w Lublinie potwierdzeniem. Potrzebne wzmocnienia

Lechia Gdańsk w sobotę zagra ostatni mecz w tym roku. Biało-Zieloni zmierzą się na wyjeździe z Motorem Lublin. - Nie sądzę, aby w grze Motoru coś się zmieniło. Co do naszej drużyny, to tutaj nie będę odkrywczy. Inaczej się prezentujemy, jesteśmy inną drużyną. Porównania nas z teraz i z lipca nie mają sensu. Na pewno będzie ten mecz inaczej prowadzony przez nas w lipcu - przyznał Szymon Grabowski.

Czytaj więcej: Szymon Grabowski: Kibice Lechii w Sylwestra i tak otworzą szampany

W rozmowie z nami Józef Gładysz wspomina zmarłego dzisiaj Wojciecha Łazarka. – Pan Łazarek był wspaniałym człowiekiem i duszą towarzystwa. – powiedział były podopieczny „Baryły”.

- Wojciech Łazarek był dla nas wszystkich takim drugim ojcem. Swoją znajomość z nim rozpocząłem, w momencie kiedy byłem jeszcze chłopcem, który miał 16-17 lat i rozpoczynał grę wtedy w III-ligowej Lechii Gdańsk. Wówczas jednym z piłkarzy, który grał w tej drużynie był Pan Wojciech Łazarek i miałem tę przyjemność debiutować w barwach Lechii przy jego boku. To był nasz pierwszy kontakt. Z kolei, kiedy objął reprezentację Gdańska w piłce nożnej, w której ja występowałem, to doprowadził tę reprezentację również do finału Pucharu Michałowicza.  Do kolejnego naszego spotkania doszło w 1974 roku, kiedy Pan Łazarek objął pierwszy zespół, w którym ja już grałem. Można tak powiedzieć, że jeszcze bardziej go poznałem jako trenera, a przede wszystkim człowieka i mogę powiedzieć o nim, że bez cienia wątpliwości to był dla nas taki drugi ojciec. Oprócz tego, ze był trenerem, to jeszcze opiekował się nami wszystkimi, tak jakbyśmy byli jego dziećmi.

- Mogę o nim powiedzieć, że był najwyższej klasy fachowcem, jeżeli chodzi o piłkę nożną, to treningi, które on prowadził, były na najwyższym poziomie i piłkarze nie mogli się doczekać na prowadzone przez niego zajęcia. Dlatego, że były bardzo dobre i na wysokim poziomie, a także były urozmaicone. Całe życie trener Łazarek mi towarzyszył aż do dzisiejszego dnia. Jeszcze wczoraj odbyłem rozmowę z kustoszem naszego muzeum Panem Zbyszkiem Zalewskim, ponieważ w najbliższą sobotę jest Wigilia dla Oldbojów Lechii, na której on zawsze był. W związku z tym zastanawialiśmy się jak przywieźć Pana Trenera Wojciecha Łazarka na tę Wigilię. Ta rozmowa odbyła się w dniu wczorajszym, gdzie nikt z nas nie spodziewał się, że Pan Łazarek dzisiaj odejdzie od nas.

- Jeśli chodzi o moją osobistą refleksję z tym związaną, to mogę tylko powiedzieć same dobre i ciepłe słowa, że trener Łazarek, wcześniej piłkarz, to przede wszystkim był dobrym człowiekiem. Oprócz tego, że był dobrym człowiekiem, to był też dobrym zawodnikiem, a później został znakomitym trenerem. Potem z Panem Łazarkiem kilkukrotnie spotkałem się na kursach trenerskich, które on prowadził, był przewodniczącym tych kursów i również miałem przyjemność zaliczać te kursy. W ostatnich latach miałem również przyjemność z nim współpracować w radzie trenerów Pomorskiego Związku Piłki Nożnej, gdzie pełnił funkcję przewodniczącego.

-  Pan Łazarek był wspaniałym człowiekiem i duszą towarzystwa. Nie brakowało mu poczucia humoru i zawsze na każdy temat, na który się rozmawiało, potrafił do niego znaleźć jakiś dobry dowcip, dobry żart, żeby rozładować również napięcie, które niejednokrotnie w piłce nożnej się zdarzało i będzie się zdarzać. Tak jak wspomniałem Pan Łazarek był wspaniałym człowiekiem i nie wiem, czy znalazłby się ktoś, który by powiedział na niego jakiekolwiek złe słowo. Byliśmy szczęśliwi, że mogliśmy mieć najpierw takiego piłkarza, trenera, a szczególnie człowieka i wspólnie przebywać z nim na obozach, zgrupowaniach, a później w naszym życiu, powiedziałbym troszeczkę w starszym wieku, kiedy tworzyliśmy radę trenerów i kiedy spotykaliśmy się, żeby porozmawiać czy również uszanować oraz udzielić rady troszkę młodszym kolegom.

 

- Wojciech Łazarek jako zawodnik na pewno był też piłkarzem, który chętnie współpracował z młodszymi i potrafił otoczyć ich opieką w tym na przykład mnie. Nie tylko mnie, bo w drużynie było całe grono młodych wychowanków Lechii Gdańsk takich jak Jurek Jastrzębowski, Andrzej Głownia, Zdzisiu Puszkarz, Tadeusz Jahn czy kilku innych zawodników, którzy bardzo cenili sobie współpracę z piłkarzem Łazarkiem. Później kiedy Pan Łazarek został naszym trenerem po zakończeniu kariery piłkarskiej, to był kilka lat starszy od nas. Mieliśmy przyjemność współpracować z nim i odczuliśmy, że był to bardzo dobrej klasy fachowiec, któremu nie zawahaliśmy się powierzyć jakby naszego rozwoju kariery piłkarskiej, widząc, jak nas prowadzi.

- Był bardzo zaangażowany, w tym co robi, ponieważ ja go obserwowałem na co dzień. Już od samego rana przyjeżdżał do klubu, kiedy nas, mam na myśli zawodników, jeszcze nie było. Myśmy przyjeżdżali, powiedzmy na pierwszy trening, a on już od ósmej rano siedział w klubie. Zawsze jako ostatni opuszczał, wyjeżdżał z klubu i zawsze znalazł czas, żeby z każdym porozmawiać, zapoznać się z jakimiś problemami. Nie tylko w życie wchodziły obowiązki treningowe czy boiskowe, ale również w rachubę wchodziło życie pozaboiskowe. On interesował się rodzinami, żonami, dziećmi. Był po prostu bardzo zaangażowany i oddawał swoją duszę dla Lechii Gdańsk. Zresztą Lechia zawsze była najbliższa jemu sercu, chociaż pracował w różnych klubach, ale Lechia była dla niego oczkiem w głowie.

- O dowcipach i poczuciu humoru Pana Łazarka można napisać książkę. On na każdą okoliczność potrafił znaleźć, również na rozładowanie napiętej atmosfery w szatni, gdzie jego powiedzonka do dzisiaj są powtarzane i również publikowane na różnych portalach internetowych. On miał wiele powiedzonek np. „Pojedynek gołej dupy z batem” i nieraz były one niecenzuralne, ale docierały do nas i jego powiedzonka sprawiały nam dużo radości. Jak wszyscy wiemy zawód piłkarza czy trenera jest stresującym zawodem i w momencie, kiedy nastąpił nie tylko mocny angaż treningowy czy też pozatreningowy, ale w rozładowaniu takich sytuacji był mistrzem. On potrafił rozładować atmosferę.

- Wybór Pana Łazarka na selekcjonera reprezentacji Polski w 1986 roku nie był dla mnie żadnym zaskoczeniem, ponieważ znałem możliwości Pana Łazarka w roli trenera. Wiedziałem, z jakiej klasy fachowcem mam do czynienia. Widząc i jednocześnie obserwując jego rozwój, wówczas był trenerem na dorobku, to wcale to nie było przypadkowe, że został trenerem polskiej reprezentacji. Po pierwsze był znakomitym fachowcem, a po drugie potrafił znaleźć wspólny język z piłkarzami i piłkarze byli w niego wpatrzeni jak w obrazek.

- Podkreślałem to kilka razy, że to nie był tylko nasz trener, a także drugi nasz tata, drugi nasz ojciec, który spędzał z nami wiele dni, wiele godzin. Przy okazji oddawał całe serce. Pamiętam taką sytuację, kiedy przyjechaliśmy na trening i trawa nie była w odpowiedni sposób skoszona, to trener Łazarek sam wsiadał na traktor i jechał na tym traktorze, kosząc trawę. Była też taka sytuacja, to było w latach 70., kiedy nie mieliśmy kompletów meczowych, nie było oznakowań. Wspólnie malowaliśmy na koszulkach cyfry, napisy, ubieraliśmy to razem z nim, że tak powiem na boisku i tutaj też mam z niego fajne pamiątki, które przechowuję u siebie w domu. Jedną z pamiątek jest piękna koszulka reprezentacji Sudanu, którą Pan Łazarek miał okazję ją trenować. Mam ją do dzisiaj i nie tylko to, a także wiele pamiątek związanych z jego karierą piłkarską oraz trenerską.

- Dzisiaj piłkarze często narzekają na warunki pogodowe i na to, że nie mają swojej bazy treningowej. W czasach kiedy ja grałem w piłkę na Lechii wraz z Jerzym Jastrzębowskim, Zdzisławem Puszkarzem, Andrzejami Głownią oraz Szczęsnym i również z innymi piłkarzami. Bardzo chcieliśmy grać w Lechii i z tym klubem osiągać wielkie sukcesy. My nie mieliśmy żadnej bazy treningowej, można powiedzieć, że było tylko jedno boisko na Traugutta, czyli główna płyta i pozostałe dwa boiska. Pierwsze z nich znajdowało się przy hoteliku i tam rzucali oszczepnicy, dyskobole oraz młociarze. Myśmy tam nie mogli trenować, więc trenowaliśmy na tzw. Saharze, na którą kiedy deszcz spadł, to można było hodować karpie, a podczas słońca była tu pustynia. Tam był piasek oraz wertepy. Podobna sytuacja była na boisku za trybuną, gdzie dzisiaj jest sztuczna trawa. My wyrośliśmy na tych warunkach, tym samym kształtując swoje trudne charaktery na tej Saharze. To nie były łatwe czasy, ale nikt z nas nie narzekał. Byliśmy po prostu zadowoleni i szczęśliwi, a naszym guru, przewodnikiem oraz ojcem był m.in. Pan Trener Łazarek, który czuwał nad tym wszystkim i dbał o to, żeby nam włos z głowy nie spadł. Wydaje mi się, że tak powinien postępować prawdziwy trener, który nie tylko zrobi trening, tylko po prostu być duszą tej drużyny od rana do wieczora i uczestniczyć w życiu drużyny zarówno sportowym, jak i pozasportowym. Takim człowiekiem był właśnie Wojciech Łazarek.

źródło:  własne